czwartek, 31 maja 2012

ROZDZIAŁ 28


-Mamo to my idziemy. - powiedziałam do rodzicielki.
-Dobrze. - krzyknęła. - Tylko pamiętaj nie za późno. Leah musi chodzić spać o normalnej porze.
-Wiem, wiem.
Był już marzec, pogoda jak na ten miesiąc była bardzo ładna. Wychodzę do ludzi, tylko dlatego żeby się nie załamać. Tak bardzo tęsknie za Louisem, ale jeżeli on nie chce mieć z nami nic wspólnego to trudno .. Nasze małżeństwo trwało jakieś 4 miesiące. Teraz było by 7 ...
Dojechałam z Leah na miejsce. Wzięłam fotelik i ruszyłyśmy do hali. Mm.. Tak dawno tu nie byłam. Pamiętam jak zaczynałam w wieku 9 lat. Przez drugie tyle trenowałam 4 razy w tygodniu. Moje początki były kiepskie, ale z czasem nauczyłam się wszystkiego. Teraz miałam ponad rok przerwy przez ciążę. Chciałabym tu wrócić. Zastanawiam się czy trener mnie przyjmie.
-Dzień dobry. - weszłam do sali. Wszystkie dziewczyny stanęły jak wryte. Kilka twarzy nie było mi znane, ale były tam dwie moje przyjaciółki Weronika i Julia .
-Witaj! - uśmiechnął się trener i mnie przytulił. - Wróciłaś na stare śmieci? - spytał. Nie wiem czy cieszył się z tego, że nie ułożyłam sobie życia w Londynie, ale nie zastanawiałam się dłużej nad tym.
-No tak. - uśmiechnęłam się.
-Dziewczyny róbcie rozgrzewkę! - krzyknął trener.
Podeszły jednak do mnie moje przyjaciółki. Oczywiście kontaktowałyśmy się jak byłam w Londynie, ale to nie było jak kiedyś.
-Ona jest śliczna. - powiedziała Julia, a Weronika jej przytaknęła.
-Wiem. - zaśmiałam się.
-To Twoje dziecko? - trener zrobił wielkie oczy.
-No a kogo niby innego? Nie widzi Pan podobieństwa? - spytałam.
-No może lekkie jest, ale chyba bardziej do tatusia jest podobna. - popatrzył na Leah.
-Niestety .. - mruknęłam. -A co u was? - zwróciłam się do dziewczyn. - Może wpadniecie do mnie po treningu?
-Chętnie. - przytaknęły.
-Poczekamy na Was. A teraz wracajcie na rozgrzewkę, bo wam potem trener głowy urwie. - popatrzyłyśmy się na niego i wybuchłyśmy śmiechem.
Przyjaciółki poszły, a ja w końcu zapytałam czy mogłabym wrócić na treningi.
-Jasne. Ale jak to sobie wyobrażasz? - spytał.
-Przychodziłabym raz w tygodniu. Chciałabym grac jeszcze w piłkę nożną. A chcę trenować, bo strasznie mi tego brakuje. W końcu to całe moje życie. - powiedziałam szczerze. -Potem dojdą jeszcze studia, ale to od nowego roku.
-Czyli na prawdę już zostajesz na zawsze? - popatrzył na mnie.
-Niestety tak. Widocznie Londyn nie jest dla mnie. - posmutniałam.
-A co z Twoją córką? Jak ona ma na imię?
-Leah. Cóż wychowam ją sama. Wrócę jeszcze do Londynu pewnie tylko po nasze rzeczy i podpisać papiery rozwodowe.
-Wyszłaś za mąż?!
-Tak. Ale to był mój błąd. Z resztą nie ważne. Tutaj zaczniemy nowe życie. - spojrzałam na córkę i wzięłam ją na ręce.
-Widzimy się jutro na treningu. Nie spóźnij się. - powiedział trener i poszedł do dziewczyn. My usiadłyśmy na ławce i patrzyłyśmy jak one trenują. Leah chyba się to spodobało, bo wcale nie była marudna. Może ona też kiedyś będzie taka jak ja?
***
Dojechałyśmy z dziewczynami do domu. Śmiałyśmy się i znowu było jak za starych dobrych czasów. Weszłyśmy do domu. Śmiałyśmy się wszystkie, nawet Leah to robiła.
-Już jestem! - krzyknęłam z przedpokoju. - Przyprowadziłam dziewczyny! - powiedziałam z entuzjazmem, wchodząc do kuchni. Zamarłam. Przy stole siedział Louis.
-Co Ty tu robisz? - spytałam zaskoczona.
-Przyjechałem porozmawiać i zobaczyć córkę.
-Teraz Ci się o niej przypomniało? Gdzie byłeś przez ostatnie miesiące?! Ja się pytam no gdzie?! - krzyknęłam.
-Uspokój się. - powiedział.
-Nie przerywaj mi! Taki dobry tatuś się teraz zjawił. Od siedmiu boleści. Mam Cię gdzieś i tyle Ci powiem. Chcę rozwodu. - wypaliłam.
-Możemy porozmawiać bez świadków? - spytał.
-Ja nie mam nic do ukrycia. - usiadłam przy stole.
-Emilka idź. My zajmiemy się małą. - powiedziała Wera.
-Ona ma rację. Idźcie do pokoju. - powiedziała mama.
Wstałam i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Poszliśmy do mojej sypialni. Usiadłam na parapecie, on na łóżku.
-Na prawdę tego chcesz? - spytał łagodnie.
-Czego?
-No rozwodu.
-Nie wiem. Chyba tak. Nasze małżeństwo to tylko jakiś świstek i zdjęcia. Ile my biliśmy tym małżeństwem? 4 miesiące? Nawet nie. Bo po dwóch dniach od ślubu wyjechałeś. Wróciłeś potem jak urodziła się Leah. Po tygodniu znowu wyjechałeś. Więc proszę Cię. Tak na prawdę my nigdy nie byliśmy małżeństwem.
-Ems, wiem, ja to zawaliłem, ale może jednak to się da wszystko naprawić. Jeżdżę w te trasy, bo chcę utrzymać naszą rodzinę.
-Proszę Cię my nigdy nie byliśmy prawdziwą rodziną.
-Emilly nie mów tak. Ja was kocham.
-Jakbyś nas kochał nigdy byś nie pozwolił na to, abym wyjechała z Leah.
-Nie było mnie wtedy w domu. - powiedział.
-Właśnie. Ciebie nigdy nie ma. I to jest ten problem. - wstałam z parapetu. - Rozwód to najlepsze rozwiązanie. Nic od Ciebie nie chcę. Będziesz mógł zrzec się praw do Leah. I tyle. Nigdy nas nie zobaczysz i kariera Ci się przez to nie zniszczy.
-Przecież każdy wie, że ona jest moją córką, a po za tym ją kocham. Ciebie też. Dlaczego Ty nie potrafisz tego zrozumieć?! - podniósł głos.
-Kiedy mogę przylecieć do Londynu podpisać papiery rozwodowe? - spytałam oschle.
-Nie dam Ci rozwodu. - powiedział stanowczo. - Kocham Cię. Chcę być przy Tobie, codziennie się budzić u Twojego boku.
-Tak na prawdę zrozumiałeś to dopiero teraz, gdy wyjechałyśmy.. Ja już tak nie chcę. Mam tu swoje życie i nie wrócę już nigdy do Londynu.
-Widzę, że Ci nie przemówię do rozsądku. - wstał z łóżka i podszedł do mnie. - Ale pamiętaj, ja Cię zawsze będę kochał. Proszę. - wyszeptał i włożył mi do ręki moją obrączkę. - Ja swoją mam i będę nosił ją zawsze, nawet gdy się rozstaniemy. - powiedział, a po jego policzku spadła pojedyncza łza.
-Wcześniej o tym nie myślałeś. - powiedziałam i czułam, że sama się zaraz rozpłaczę.
Obrócił się i zszedł na dół. Ja położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Kochałam go i to mocno, ale nie chcę znowu czekać na niego miesiącami. Łudzić się, że wreszcie wróci. Może jestem egoistką, ale cóż. Oby moja córka w przyszłości mi to wybaczyła ...

środa, 30 maja 2012

ROZDZIAŁ 27


Chciałam, aby się z nami skontaktował, a nie odebrałam. Głupia jestem. Zadzwoniłam jeszcze raz.
-Powiedz mi co to znaczy ten list ?! - krzyknął na wstępie. - Wracam do domu po trzech miesiącach z myślą, że w końcu zobaczę swoją córkę i żonę, a was nie ma! - darł się jak opętany. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
-Jak się nie zamkniesz to nie będę z Tobą rozmawiała. - warknęłam.
-Powiesz mi wreszcie co Ci strzeliło do głowy? - spytał oschle.
-Napisałam Ci wszystko w liście. - odpowiedziałam.
-Nie rozumiem Cię. Przecież wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsze.
-Nie Louis. Przez trzy miesiące nawet nie spytałeś o Leah. A każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Ty się dobrze bawiłeś, a ja siedziałam w domu z dzieckiem.
-To była ostatnia tak długa trasa. - powiedział cicho.
-Na razie zostajemy w Polsce. Może zapiszę się tutaj na studia to zostaniemy na trochę. - mówiłam spokojnie.
-Jak sobie wyobrażasz 5 lat osobno? - zapytał z drwiną.
-Co za różnica czy trzy miesiące czy pięć lat? Ciebie i tak już nic nie obchodzi. Idź sobie do tych panienek ze zdjęć. A co zrobiłeś z obrączką? Wyrzuciłeś? - teraz to ja drwiłam.
-Zostawiłem w pokoju ... - jego głos był cichy. - Ale tylko raz. - dodał.
-Yhym. Na żadnym wywiadzie nie masz obrączki, na koncertach też. Nie rób ze mnie głupiej. Więc będzie lepiej dla Leah jak nie będzie Cię znała. Może jestem egoistką, ale po co jej tatuś, który nawet nie chce jej poznać, a jak jest to cztery dni i już go nie ma? - dodałam.
-Ems to nie tak. Kocham Was, ale to dla mnie za wcześnie, po prostu jest tego za dużo. - zaczął się przede mną otwierać.
-A co ja mam powiedzieć? Ty spełniasz swoje marzenia, a ja nie. I powiem Ci coś jeszcze. Zostaję w Polsce, pójdę na studia, a mama mi pomoże. Przynajmniej tutaj kogoś mam. Ciebie już nie potrzebuję. Jeżeli będziesz chciał rozwodu dam Ci go. - mój monolog przerwał płacz córki. - Muszę kończyć, cześć. - rozłączyłam się.
Łzy napłynęły mi do oczu. To nie tak miało być. Mieliśmy być szczęśliwi, a wszystko się sypie ... Przytuliłam małą do siebie i położyłam się z nią w moim łóżku. Tak zasnęłyśmy.
***
Obudził mnie śmiech Leah. Spojrzałam na nią. Była taka krucha i delikatna. Pocałowałam ją i wstałam. Musiałam ją przebrać i nakarmić. Gdy się z tym uporałam zeszłam z nią na dół. Przywitałam się z mamą. Tata był w pracy.
-Zostajemy tu na stałe. - powiedziałam do rodzicielki. - Pomożesz mi? - spojrzałam na nią.
-Jeżeli taka jest Twoja decyzja to oczywiście, że Ci pomogę. Tylko przemyśl wszystko dwa razy. - odpowiedziała.
-Mamo on ma to ewidentnie gdzieś. Jest mój samochód? Chciałabym dzisiaj pojechać złożyć papiery na uczelnię żeby zacząć od nowego roku i na treningi, bo chciałabym powrócić grac w piłkę nożną i siatkówkę.
-Tak jest, stoi w garażu. Ale jak to sobie wyobrażasz? - spojrzała na mnie mama.
-Normalnie. Nie będę na treningach 4 razy w tygodniu tylko 2. Raz siatkówka, a raz nożna. Potem studia. Idę na farmację. - powiedziałam.
-Okej, jak chcesz. Pomogę Ci.
-No i znajdę oczywiście pracę. - dodałam.
-Nie ma mowy. Masz dziecko i ono jest najważniejsze, pieniędzmi się nie przejmuj. - powiedziała mama i nas przytuliła. Leah zaczęła się śmiać.
-Dobra idziemy. Pojadę z nią do babci i cioci. - powiedziałam.
-Dobrze, ale pamiętaj żebyś jej nie przemęczała.
-Wiesz, że ona ma energię jak ja i .... - nie dokończyłam, bo momentalnie zrobiło mi się przykro.
-Wiem. Idź się ogarnij ja się nią zajmę . - wzięła z moich rąk małą, a ja poszłam na górę. Związałam moje długie włosy w kitkę, lekko się pomalowałam, założyłam rurki i bokserkę. Nie byłam aż tak gruba po tej ciąży, chociaż przydało by mi się zrzucić parę kilko. Gdy byłam gotowa, spakowałam ciuszki Leah, smoczki, pampersy, grzechotki. Byłam już gotowa. Wzięłam fotelik, a torbę wzięłam na ramię. W kuchni postawiłam to na ziemię, a córkę wzięłam na ręcę. Ubrałam ją i włożyłam w fotelik. Poszliśmy do garażu, zapięłam ją i usiadłam na miejscu kierowcy.
Pojechałam najpierw do cioci. Byłam wniebowzięta. Cały czas mówiła, że Leah jest śliczna. Potem pojechałam do Babci. Ta też się nią zachwycała.
-Ale co to za imię. Leah. - ledwo wypowiedziała.
-Myślałam, że będziemy mieszkać w Londynie i byłoby jej łatwiej. A po za tym i tak nosi brytyjskie nazwisko.
-Ty też, a masz polskie imię. - zniesmaczyła się babcia.
-Ale tam używam Emily. - powiedziałam. - Zbieramy się. Mała zaraz idzie spać  a potem jadę z nią na trening. - powiedziałam i zaczęłam ubierać małą.
-Po co ona Ci na treningu? - zapytała babcia.
-Chcę odwiedzić trenera, chcę zobaczyć co się zmieniło.
Wyszłyśmy z Leah i pojechałyśmy do domu. W drodze powrotnej moje dziecko zasnęło w samochodzie. Zrobiłam jej zdjęcie tak słodko wyglądała. Gdy byłyśmy już w pokoju delikatnie ją rozebrałam i położyłam do łóżeczka. Sama weszłam na laptopa i wrzuciłam zdjęcie śpiącej Leah na twittera, z dopiskiem "każdy dzień spędzony z Tobą nigdy nie jest zmarnowany. Kocham Cię córeczko.". Od razu wszyscy pisali, że jest słodka, piękna, że jest podobna do Lou. Ale on nie raczył czegoś napisać pod tym zdjęciem. Pisał z fanami, a mnie miał gdzieś. Trudno. Damy sobie radę bez niego.

sobota, 26 maja 2012

ROZDZIAŁ 26


3 miesiące później

Louis jest w trasie, a ja siedzę sama z Leah. Jest już taka duża, tak bardzo ją kocham. Zastanawiam się jak to będzie, gdy będzie w moim wieku. Teraz to ona jest dla mnie najważniejsza. I chyba tylko dla mnie. Lou dzwoni od czasu do czasu i już nie interesuje się nią tak jak wcześniej. Jest mi strasznie z tego powodu przykro. Z zamyśleń wyrwał mnie głos mamy.
-Spakowałaś wszystko? - spytała.
-Tak. - kiwnęłam głową. - Paszport Leah i mój jest w torebce. - powiedziałam.
-Jesteś tego pewna? - podeszła do mnie i przytuliła mnie.
-Nie wiem mamo, ale nie chcę tak żyć. Może jak nas na chwilę straci to coś do niego dotrze. A jak nie, to moje małżeństwo się skończy tak szybko jak zaczęło ... - posmutniałam.
"Drogi Louisie!
Razem z Leah wyjeżdżamy. Nie będę się ukrywać, od razu Ci powiem gdzie będziemy. Wracamy do Polski. Nie wiem czy na stałe, chociaż mam nadzieję, że nie. Nie robię tego dla moich kaprysów, po prostu (jak już sam zapewne zauważyłeś) źle się dzieje w naszym małżeństwie. Jak dzwonisz to jak od niechcenia i każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Patrząc teraz w przeszłość widziałeś Leah może ze 4 dni. A ona ma już ponad 3 miesiące. Nigdy nie chciałam, aby moje dziecko wychowywało się w rozbitej rodzinie. Nie przeżyłam tego osobiście, ale wiem, że to nic ciekawego. Mam nadzieję, że zmądrzejesz i wrócisz, będzie tak jak dawniej i będziemy szczęśliwą rodziną. Zostawiam Ci obrączkę, bo na razie nie widzę sensu jej noszenia. Może do głupie, ale nie zrobiłabym tego, gdybyś Ty też był wobec mnie w porządku. Codziennie boli mnie to jak widzę Ciebie w towarzystwie jakiś kobiet, które są milion razy ładniejsze ode mnie. A do tego TY też NIE masz obrączki. To boli, ale cóż ... Chyba zbyt szybko podjęliśmy decyzję co do małżeństwa, za szybko staliśmy się rodzicami. Chociaż nie, tego drugiego nie żałuję. Leah jest najpiękniejszym darem, jaki mogłabym kiedykolwiek dostać od życia. Mam nadzieję, że Ty też tak myślisz ... Odezwij się. 
Twoja Ems. "
Jak zwykle pociekły mi łzy. Tak bardzo go kocham, a on oddala się ode mnie. Chciałabym żeby było tak jak dawniej. Ja to w sumie przeżyję, ale wolałabym, aby Leah za jakieś 10 lat nie pytała mnie, dlaczego jej tatusia nie ma na zdjęciach kiedy ona była mała. Popatrzyłam jeszcze raz na swoją dłoń. Złota obrączka pięknie komponowała się z moim frenchem. Ściągnęłam ją i położyłam obok listu, na stole w kuchni. Spojrzałam jeszcze raz na dom, w którym mieszkałam.
-Taksówka już czeka. - powiedziała moja mama.
-Już idę, ubrałaś Leah? - spytałam.
-Tak, czekamy tylko na Ciebie. - dodała moja mama i wyszła do taksówki z moją córką.
Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam. Był już marzec i pogoda była nawet całkiem ładna. Wzięłam walizki i ruszyłam w kierunku pojazdu. Miły Pan zapakował nasze bagaże. Usiadłam z przodu, bo moja mama siedziała na tyłach z Leah.
-Na lotnisko. - powiedziałam i popatrzyłam ostatni raz na dom, potem na Londyn.
Na lotnisku jak zwykle był duży ruch. Leah patrzyła na mnie swoimi louisowymi oczami. Tak bardzo mi go przypominała ...
Weszłyśmy do samolotu, od razu każdy nas poznał. Robili nam zdjęcia, ale miałam już to gdzieś. Nie zwracałam na nich uwagi. Po prostu zajęłam się córką.
Z lotniska odebrał nas Tata. Nie mógł się doczekać.
-Zrobiłem Wam pokój. - powiedział.
-Na prawdę? - zrobiłam wielkie oczy.
-Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - odparł.
-Na pewno. - powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Tak na prawdę wolałabym być u siebie w domu.
Pokój na serio był fantastyczny. Było dużo miejsca, było łóżeczko i kołyska dla Leah. Wszystko czego dla niej potrzebowałam. Przebrałam małą i poszłam wykąpać. Wanienki oczywiście też nie zabrakło. Śmiesznie gaworzyła, mało płakała. Była idealnym dzieckiem. Szkoda, że Louis tego nie zauważał ... Gdy mała zjadła, jak zwykle zmrużył ją sen. Miałam chwilę dla siebie. Włączyłam laptopa, zalogowałam się na skype. Od razu zadzwonił Louis.
Nie odebrałam ...
---------------------------
Żeby nie było. NIE WIEM KIEDY BĘDZIE NASTĘPNY ROZDZIAŁ !!! Mam teraz dużo nauki, więc prawdopodobnie pojawi się on jakoś 1 czerwca, może wcześniej, ale niczego nie obiecuję. Nie gniewajcie się na mnie.

P.S. ZOSTAWIAJCIE PO SOBIE KOMENTARZ !!!

kissonme


xx

piątek, 25 maja 2012

NOWY BLOG


ZAPRASZAM WAS NA MOJEGO NOWEGO BLOGA. BĘDĄ TU WSZYSTKIE IMAGINY, JAKIE UDAŁO MI SIĘ NAPISAĆ Z MATTIE !!!


kissonme

xx

sobota, 19 maja 2012

ROZDZIAŁ 25


dwa dni później

Dziś wracamy do domu. Leah jest bardzo spokojna. W nocy budzi się tylko dwa razy, aby ją nakarmić. Tak ją chwalę, a zobaczymy co będzie za miesiąc, dwa. Tomlinson oczywiście chodzi dumny jak paw, że ma córkę. Jest strasznie do niego podobna.
-Masz wszystko? - spytał Lou.
-Nie wiem. Dobra ważne, że Leah jest więc idziemy. - wzięłam fotelik z dzieckiem.
-Daj ją. - powiedział i wyrwał mi wręcz dziecko z rąk.
-Przecież masz moją walizkę, będzie ci ciężko.
-Nie będzie. Chodź kobieto. - powiedział i pokierowaliśmy się do samochodu. Przed szpitalem było mnóstwo reporterów. Zakryliśmy małej buzię chustką, aby po prostu się nie wystraszyła. Przecisnęliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do domu. Weszłam do środka i była cała rodzina Lou, Danielle, Kimberlly, chłopcy, a co najważniejsze był mój Tata. Nie spodziewałam się, że przyleci.
-Pokaż tę moją wnusię. - powiedział.
Wszyscy byli zachwyceni nowym członkiem rodziny. To prawda była cudowna.
Gdy siedzieliśmy już w salonie, a Leah zasnęła wszyscy dalej nam gratulowali.
-A kiedy chcecie ją ochrzcić? - spytał Niall.
-Nie wiem. Za jakieś dwa, trzy miesiące. Szczerze to nie myślałam jeszcze o tym. - odparłam.
-Ochrzcimy ją za trzy miesiące jak wrócę z trasy. - powiedział Louis.
-A na ile jedziecie? - spytałam.
-Na półtorej miesiąca. - odpowiedział cicho.
-I zostawisz mnie samą z dzieckiem? - spytałam z wyrzutem.
-Masz mamy, a wiesz, że to moja praca. To nie ode mnie zależy. - powiedział.
-Wcześniej tak nie było. - warknęłam. - Idę się położyć. Jestem zmęczona. - pokierowałam się w stronę naszej sypialni.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Nie chciałam, aby Leah wychowywała się w rozbitej rodzinie. Nie mam zamiaru rozstawać się z mężem, ale co to za życie skoro on więcej poświęca karierze niż mi? Co jeśli ominie jej pierwsze słowo, kroczek, ząbek? To takie cholernie niesprawiedliwe. Z rozmyślań wyrwał mnie płacz Leah. Poszłam do jej pokoju. Louis też tam przyszedł. Wzięłam ją na ręce i szykowałam do karmienia.
-Nie bądź zła, wiedziałaś, że tak będzie. - powiedział.
-Lou, masz teraz rodzinę i to jest najważniejsze. Nie chcę, aby Leah widziała Cię raz od wielkiego dzwonu. Nie rozumiesz tego?
-Nie mogę tego tak po prostu porzucić. - powiedział.
-Nie każę Ci z tego rezygnować, ale uważam, że Leah powinna być dla Ciebie najważniejsza.
-Jest, obie jesteście. - podszedł do mnie bliżej. - Ale zrozum, że to jest moja praca. - powiedział spokojnie.
-Rozumiem, ale jak mamy tak żyć, to nie wiem ile my tak wytrzymamy. - powiedziałam sceptycznie.
-Całe życie. - powiedział mi do ucha.
Gdy Leah się najadła położyłam ją znowu w łóżeczku. Wyglądała jak aniołek.
-Ma Twój nos. - powiedział Lou.
-Wiem i jej współczuję. Za to ma Twoje oczy i podbródek. - uśmiechnęłam się.
-Co Ty chcesz od swojego nosa? Jest cudowny tak jak Ty. - pocałował mnie w usta.
-Nie, jest taki wielki. - odparłam.
-Marudzisz. Jesteś śliczna. Wiesz ile mi facetów na świecie zazdrości, że mam taką żonę jak Ty?
-No nie wielu. - zaśmiałam się.
-Uwierz mi, że jest ich więcej niż Ci się wydaje. - wyszczerzył swoje zęby w moją stronę.
-Nie przesadzaj. Nie mogę się na nią napatrzeć. - powiedziałam, czule spoglądając na córkę.
-Nie tylko Ty. Wszyscy są nią zachwyceni. - powiedział mój mąż. - Na twitterze ona robi furorę. A reporterzy byli zniesmaczeni tym, że ją zakryliśmy i uznali nas za nienormalnych, że zdjęcia dodajemy, a nie chcemy żeby oni jej zrobili.
-Nikt nie będzie ją fotografował bez naszej zgody. - powiedziałam stanowczo. - A i przestaw łóżeczko do naszej sypialni. Chcę mieć ją na oku przez jakiś czas. - poprosiłam Louisa.
-Jak sobie życzysz kochanie. - objął mnie i oboje patrzyliśmy jak owoc naszej miłości spokojnie śpi.
------------------------------------------
Przepraszam, że nie dodawałam wcześniej, ale miałam dużo nauki, ponadto teraz wróciłam z wycieczki. Dokładnie jakieś 3 godziny temu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Komentujcie.

kissonme


xx

wtorek, 8 maja 2012

ROZDZIAŁ 24


4 miesiące później, 1 grudnia.

Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło. Niedawno żegnałam się z moim Lou, a za jakieś dwa tygodnie będziemy razem. I to nie we dwójkę, ale we trójkę. Wszystko dla malucha było już przygotowane. Z racji tego, że mi się nudziło, poszłam pomóc mamie, która właśnie wróciła z zakupów.
-Zostaw to, ciężkie jest. - mówiła, lecz ja nie słuchałam.
Rozpakowywałam kolejne produkty, gdy nagle poczułam coś mokrego w rozkroku. Wyglądałam jakbym się zesikała.
-Mamo, co to jest ?! - zrobiłam dziwną, ale przestraszoną minę.
-Wody Ci odeszły, jedziemy do szpitala.
-Dzwonię po Danielle, bo Kim jest w szkole. - powiedziałam.
Zbliżyłyśmy się do siebie i mogłam ją nazwać swoją przyjaciółką. Odebrała od razu.
-Możesz mnie zawieźć do szpitala? - zapytałam na wstępie.
-Co się stało? - spytała.
-Rodzę. - powiedziałam.
-Zaraz będę. - rozłączyła się.
-Chodź, usiądź tutaj. - powiedziała mama.
-Muszę zadzwonić do Louisa.
-Jak będziesz w szpitalu to to zrobisz. Gdzie masz torbę podręczną? - spytała.
-Na przedpokoju. Nie, dzwonię do niego teraz. - postawiłam na swoim i zaczęłam wybierać numer mojego chłopaka. Nie odbierał. Dzwoniłam cały czas, lecz gdy przyjechała Danielle odpuściłam sobie. W samochodzie napisałam smsa do Kim, że wody mi odeszły i, że pojechałam do szpitala.
Gdy byłyśmy już na miejscu, przyjęli mnie od razu. Poszliśmy do jakieś bardzo przytulnej sali, musiałam przebrać się w szpitalną koszulę. Mama z Danielle siedziały na krzesłach.
-Boże dlaczego on nie odbiera?! - denerwowałam się.
-Pewnie są zajęci. - uspokajała mnie przyjaciółka.
-Obiecał, że będzie odbierał zawsze. - łzy spłynęły mi po policzku. Czułam wcześniej skurcze, ale nie bolały mnie tak jak teraz. Lekarz przyszedł i powiedział, że to dopiero początek.
-Masz dopiero 3 centymetry rozwarcia. Spokojnie. - poklepał mnie po ręce.
Kolejne godziny były dla mnie torturą. Nawet nie miałam ochoty dzwonić do tego mojego, pożal się Boże męża. Nagle do sali wparowała Kim.
-Uff zdążyłam. - powiedziała.
-Co Ty tu robisz? - zrobiłam wielkie oczy.
-Muszę być na porodzie mojej przyjaciółki. - uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
Ból stawał się nie do zniesienia.
-Podaj mi ten telefon. - powiedziałam do Kim.
-Ja do niego zadzwonię. - starała się mnie uspokoić.
-Nie. Ja to zrobię. - warknęłam, a ona posłusznie wykonała moje polecenie. - Jak zwykle nie odbiera. - posmutniałam.
-Daj ten telefon i się nie denerwuj. Poinformuję go. Teraz Ty i dziecko jesteście najważniejsi. - pogłaskała mnie po ręce Danielle, a ja uległam.
Pod wieczór  mogłam przeć. Nie sądziłam, że to takie trudne! Lekarz mówił mi, że jest mi łatwiej, bo jestem wysportowana, a ja zastanawiałam się jak radzą sobie kobiety, które nie są ?! Po kilku godzinach, o 2 w nocy urodziłam śliczną córeczkę. Spojrzałam na nią. Była taka drobna i niewinna. Taka podobna do Louisa. Miała jego nos i oczy. Zabrali ją na badania oraz na kąpiel.
-Już po wszystkim. - przytulił mnie lekarz, a ja płakałam. - Gratuluję. - uśmiechnął się i wyszedł. Czekałam z utęsknieniem na córkę. Nie wiedziałam jeszcze jak dam jej na imię. Przywieźli mi ją po godzinie.
Moja mama wciąż płakała ze szczęścia, ja też, a dziewczyny były ze mną co w tym momencie było dla mnie najważniejsze. Wzięłam ją na ręce. Była taka krucha i delikatna. Wtuliła się w moją pierś, a mi po policzkach spłynęły łzy.
-Musi ją Pani nakarmić. Już pani pokazuję. - zaczęła objaśniać mi pielęgniarka. To było dziwne, a zarazem zabawne uczucie.
-Możecie iść. - powiedziałam do Danielle, Kim i mojej mamy. - Jesteście zmęczone, ja też. Bez sensu, abyście siedziały tu do rana. I tak zrobiłyście dla mnie dużo, że byłyście przy tym porodzie.
-Na pewno dasz sobie radę? - spytały.
-Tak. - uśmiechnęłam się.
-Wpadniemy jutro.
-Będziemy czekać. - pomachałam im i popatrzyłam na moją córeczkę, która leżała w szpitalnym łóżeczku. Nie wiedziałam jak dać jej na imię. Pomyślałam o Leah albo Catellynn, ale nie wiedziałam czy Louisowi się spodoba. Położyłam się na łóżku, sięgnęłam po telefon. Miałam kilkadziesiąt połączeń nieodebranych od Louisa. Mimo że była 4 nad ranem zadzwoniłam do niego. U niego na pewno była normalna pora.
-Cześć. - powiedziałam.
-Hej skarbie. Co się stało, że tak dzwoniłaś? Ale czekaj najpierw ja. Muszę Ci coś powiedzieć. - w jego głosie można było wyczuć ekscytację.
-No mów. - odparłam.
-Będę na porodzie. Wracam za kilka dni.
-Nie będziesz.- powiedziałam zła.
-Jak to? Dlaczego?
-Bo poród się skończył półtorej godziny temu.
-Co?! - krzyknął. -Boże jak to? Przecież miałaś urodzić 14!
-Ale urodziłam dziś. A Ty gdybyś odebrał telefon może byś zdążył, bo w szpitalu leżałam od południa.
-Ems, przepraszam ...
-Daj spokój, zawiodłeś mnie. Nie mam ochoty z Tobą gadać. - chciałam się rozłączyć, ale Louis zaczął coś mówić. -A zapomniałabym. Masz córkę. - teraz dopiero zakończyłam rozmowę.
Wyłączyłam telefon. Położyłam się do łóżka i zasnęłam. Rano obudziła mnie córka, bo była głodna. Pielęgniarka przyszła i pytała o moje samopoczucie.
-Wszystko dobrze. - odpowiedziałam.
-A jak będzie miała na imię? - wskazała na małą.
-Nie wiem, muszę to jeszcze uzgodnić z mężem. - uśmiechnęłam się, choć wcale nie było mi do śmiechu.
Potem przyszła moja mama z owocami, soczkami i bóg wie jeszcze czym.
-A Louis już wie? - spytała.
-Wie, zadzwoniłam do niego. - mruknęłam niechętnie.
-Zła jesteś?
-Tak, bo obiecał mi. Zapewniał, że będzie przy porodzie i powiedział, że zawsze odbierze telefon. A jak byłby na koncercie to miałby wyłączony. Skończmy temat, nie mam ochoty o nim rozmawiać. - ucięłam.
-A jak dacie na imię mojej wnuczce? - spojrzała na nią.
-Nie wiem mamo. Muszę niestety uzgodnić to z Louisem. To też jego córka.
Koło południa wpadły dziewczyny. Mała była bardzo spokojna, robili mi mnóstwo zdjęć. Późnym popołudniem wbiegł do sali zdyszany Louis. Akurat trzymałam na rękach dziecko.
-Boże to moja córka! - krzyknął.
-Nie drzyj się tak. - warknęłam.
-To my pójdziemy, a wy posiedźcie trochę sami. - powiedziała Danielle i już ich nie było. Louis podszedł do mnie niepewnie. Miał ogromnego miśka, bukiet róż i czekoladek.
-Przepraszam. Zawiodłem Cię, ale nawet nie wiesz jak ja żałuję, że mnie wtedy nie było. - posmutniał.
-To był jedyny dzień, w którym tak na prawdę Cię potrzebowałam. - powiedziałam nie patrząc na niego.
-Czyli codziennie jestem Ci zbędny, tak?
-Nie to miałam na myśli. Z resztą nie ważne. Jestem zmęczona, mógłbyś już iść?
-Nie, chcę spędzić trochę czasu z córką. Właśnie jak dałaś jej na imię?
-Nie dałam jeszcze. Czekałam na Ciebie. Jakieś propozycje?
-Nie mam, a Ty? - spytał.
-Leah albo Catellynn.
-Leah będzie idealnie. - powiedział Louis. - Leah Tomlinson. - powtórzył i podszedł do małej. - Mogę? - spytał niepewnie.
-Co się głupio pytasz, przecież sama ze sobą jej nie mam. - zaśmiałam się.
Wziął ją na ręce i tak słodko razem wyglądali. Sięgnęłam po aparat i zrobiłam im zdjęcie. Louis cały czas powtarzał jej, że jest najważniejsza, że jest jego oczkiem w głowie. Nie mogłam się na nich napatrzeć.
-Długo się będziesz jeszcze na mnie gniewać? - spytał.
-Nie, chodź tu. - powiedziałam, on przysunął się bliżej, a ja złożyłam soczysty pocałunek na jego ustach.
-Kocham Cię. - powiedzieliśmy sobie w tym samym momencie, a mała Leah uśmiechnęła się.

niedziela, 6 maja 2012

ROZDZIAŁ 23


W studiu byłam punktualnie. Od razu zajęli się mną styliści, aby dobrze wypudrować moją twarz. O 8 mieliśmy wchodzić na żywo. Gdy byłam już gotowa przywitałam się z prezenterką. Była bardzo przyjazna. Od razu przeszłyśmy na 'Ty'. Gdy się zaczęło usiadłam na pięknej, skórzanej sofie, a Sophie (tak miała na imię prezenterka) zaczęła:
-Dzień dobry Londynie. Dziś chciałabym przywitać, Emilly (już) Tomlinson. Opowie nam o swoim życiu, co dla większości z was jest bardzo ciekawe. Zatem zaczynamy. Jak brzmi Twoje prawdziwe imię?
-Emilka, ale używam Emilly, żeby lepiej wam się wymawiało. Emilly to taki angielski odpowiednik mojego polskiego imienia. - uśmiechnęłam się.
-Jak poznałaś Louisa? - wiedziałam, że to pytanie na bank padnie.
-Hmm.. Nasze spotkanie było dość nie typowe. Wychodziłam z MilkShake City z truskawkowym shake'iem. Lou na mnie wpadł, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że on to on. Przepraszał mnie, ale ja byłam bardzo zła, bo szłam do szkoły zanieść ostatnie papiery, więc musiałam szybko lecieć do domu. A potem gdy pierwszego dnia przyszłam do szkoły i oczywiście się spóźniłam, okazało się, ze chodzę z nim do klasy i mało tego musiałam z nim usiąść. Strasznie go nie lubiłam, chyba miałam uraz za tą bluzkę. - zaśmiałam się. - Ale potem pomagałam mu z chemią. Parą zostaliśmy dopiero wtedy gdy Lou dowiedział się o ciąży.
-Czyli uprawialiście seks jak on był z Eleanor i to wtedy zaszłaś w ciążę?
-Niestety muszę się do tego przyznać. Tak, tak było, ale El o tym wie. Tak wtedy zaszłam w ciążę i nie chciałam mu o tym mówić. On dowiedział się całkiem przypadkiem. Przyszedł do mojego domu, a ja bezmyślnie otworzyłam drzwi. On mnie przycisnął i mu powiedziałam. Cieszył się jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Potem pochwaliliśmy się chłopakom, a potem jego rodzicom. Moi wiedzieli od samego początku. Kim tez wiedziała.
-A co powiesz na temat waszego ślubu? W internecie jest kilka fotek.
-Bardzo zależało nam, aby nie było reporterów. Oczywiście to tylko niewielka część wszystkich zdjęć. Hm co mogę o nim powiedziec? Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Sądziłam, że będę się do niego przygotowywac miesiącami.
-A nie było tak? - spytała.
-Nie. O ślubie zadecydowaliśmy dwa dni przed nim. Louisowi zależało, żebym nosiła jego nazwisko jak już dzidziuś przyjdzie na świat, a że pojechał na cztery miesiące w trasę, więc nie było by kiedy. Ale zdecydowanie to był najlepszy dzień w moim życiu.
-Czyli Lou oświadczył Ci się w sumie nie dawno?
-Nie. Louis poprosił mnie o rękę tego samego dnia, kiedy dowiedział się o dziecku. Nie rozmawialiśmy o ślubie, bo nie sądziłam, że dla niego to aż tak ważne. Ja mogłabym z tym poczekać, ale zależy mi na jego szczęściu, więc teraz jestem Panią Tomlinson.
-To będzie chłopiec czy dziewczynka? - uśmiechnęła się.
-Nie wiem i dowiem się dopiero 14 grudnia.
-Dlaczego tak późno?
-Bo wtedy mam termin porodu. Może to będzie kilka dni wcześniej lub później, ale nie chcę wcześniej wiedzieć. Chcę, aby to była niespodzianka.
-A co na to Twój mąż?
-Nie podziela mojego zdania, chciał wiedzieć, ale odstawił ciekawość na bok. - zaśmiałam się.
-Jak wyglądają Twoje dni bez Louisa?
-Hmm. Nie ma go dopiero jeden dzień, ale wiem, że nie będę się nudzić. Jest ze mną mama, która nie odstępuje mnie na krok. Mam Kimberlly. Danielle podobno też ma się do mnie odezwać.
-Masz z nią dobre relacje?
-Prawie jej nie znam, ale bardzo chciałabym, bo wydaje się być miłą i interesującą osobą.
-Nie przeszkadza Ci różnica wieku?
-Nie. Dla mnie to nie ma znaczenia.
-Prowadzisz samochód w ciąży?
-Tak, ale Louis nie jest z tego zadowolony.
-Czujesz jakby Cię ograniczał?
-Skądże, on po prostu się o mnie martwi. Kocham go za to i za tą jego opiekuńczość.
-Wyobrażasz go sobie w roli ojca?
-Oczywiście, że nie. Ja sama nie wiem jaka  będę w roli matki. Myślę, że zobaczymy to jak urodzi się dziecko.
-A co z Twoją nauką i planami na życie?
-Jak urodzi się dziecko, od nowego roku chcę iśc na uczelnie, na studia chemiczne, albo prawnicze. Nie wiem jeszcze. A potem pójdę do pracy.
-Nie wolałabyś siedzieć w domu? Przecież Lou ma wystarczająco pieniędzy, aby Was utrzymać.
-Nie, nie chcę być kurą domową. To nie dla mnie. Chciałabym, aby w moim życiu też się coś działo. Chcę tak jak Lou poznać nowych ludzi, nowe otoczenie.
-Dobrze, teraz moje ostatnie pytanie. Czy myślisz, że z Louisem będziecie do końca życia?
-Nie wiem i nikt tego nie wie. Nie chciałabym, abyśmy się rozstali, bo wychowywanie się w rozbitej rodzinie nie było by dobre dla naszego maleństwa. Po prostu mam skrytą nadzieję, że jednak za 50 lat będziemy siedzieć na ganku swojego domu i będzie wspominać jak to było, gdy się poznaliśmy ... - zaśmiałam się.
-Dobrze, dziękuję. A więc życzę Tobie i Louisowi szczęścia na nowej drodze życia. - Sophie podała mi rękę, ja odwzajemniłam uśmiech i poszłam za kulisy. Mój telefon od razu zaczął dzwonić. Oczywiście to był mój mąż.
-Byłaś świetna, taka naturalna. - powiedział.
-Wiedziałam, że nie zapomnisz. Kocham Cię. - powiedziałam.
-Ja Ciebie  też. Co będziecie dziś robić? - zapytał. Zawsze pytał w liczbie mnogiej, aby nasze dziecko nie poczuło się zranione.
-A nie wiem jeszcze. Dopiero zaczął się dzień, ale chyba pójdę się jeszcze położyć, bo wstałam o 4.
-Pamiętaj uważaj na siebie i nie jeździj za dużo samochodem.
-Dobra niańko. Kochamy Cię i pamiętaj o Nas.
-Ja Was też, pa. - powiedział i się rozłączył.
Potem mój telefon znowu zadzwonił. Jakiś nieznajomy numer.
-Halo? - spytałam.
-Cześć Em, tu Danielle. Masz na dziś jakieś plany? - spytała.
-Nie. - odpowiedziałam radośnie.
-To świetnie. Wpadnę do Ciebie koło południa, pasuje Ci? - spytała.
-Jasne, nie ma problemu. - odpowiedziałam i wsiadłam do swojego samochodu.
Pojechałyśmy z mamą do domu. Ja od razu poszłam się położyć. Obudziła mnie mama, że Danielle już jest. Zeszłam do salonu i ciepło się z nią przywitałam.
Do wieczora siedziałyśmy i oglądałyśmy filmy. Dołączyła do Nas Kim i moja mama. We czwórkę się nie nudziłyśmy, a ja czułam, że zyskałam nową przyjaciółkę.

sobota, 5 maja 2012

ROZDZIAŁ 22


Przeciągnęłam się leniwie po łóżku. Louis pakował ostatnie rzeczy do walizki.
-Witaj Pani Tomlinson. - uśmiechnął się i podszedł dając mi namiętnego całusa.
-Witaj. Która godzina? - spytałam.
-Już po 12, nie chciałem Cię budzić.
Wstałam, przeciągnęłam się i podrapałam po moim brzuchu.
-Za ile jedziesz mężu? - spytałam.
-Za jakieś dwie godziny, żono. - zaśmiał się, a mnie wcale nie było do śmiechu. Podeszłam do niego i mocno się przytuliłam. Louis ścisnął mnie mocno, lecz po chwili zwolnił uścisk.
-Nie puszczaj mnie. - powiedziałam.
-Pamiętaj, że jesteście dla mnie najważniejsi. Obiecuję, że będę na porodzie.
-Na pewno?
-Na pewno. - pstryknął mnie w nos. - Chodź idziemy na śniadanie. Twoja mama od rana krząta się po kuchni.
-Biedna nie spała pewnie po tym weselu. - powiedziałam i założyłam swoje kapcie. Trzymając się za ręce i szczęśliwi poszliśmy do kuchni. Przywitałam się z mamą i resztą.
-Pięknie wyglądacie, Państwo Tomlinson. - powiedział Harry.
-Prawda? - uśmiechnął się mój już Lou i pocałował w policzek.
-Spakowałeś wszystko? - zapytał Liam.
-Tak Daddy. Zaraz zniosę walizki na dół. - powiedział jednocześnie smarując swoją kromkę masłem orzechowym. - Co dziś będziesz robić? - zwrócił się do mnie.
-Pewnie będę leżeć, pójdę na spacer, zjem lody, pooglądam telewizję ... - zaczęłam wymieniać.
-Ale będziesz pamiętała o mnie? - zaczął się upewniać.
-Oczywiście. To - wskazałam na obrączkę - na pewno nie pozwoli mi zapomnieć o kimś tak ważnym jak Ty. - powiedziałam i go pocałowałam.
-Nie musicie się miziać publicznie. - zaśmiał się Zayn.
-Daj im się nacieszyć. Są małżeństwem. Boże, aż sam nie wierzę, że to mówię. - odparł Liam.
-Ty pewnie nie długo z Danielle też weźmiesz ślub. - powiedziałam.
-Może, ale a propo niej to wpadnie do Ciebie. - powiedział.
-To miło, przynajmniej nie będę się nudzić. - uśmiechnęłam się. Wcześniej widywałam się z nią na prawdę rzadko, można powiedzieć, że nic o sobie nie wiedziałyśmy, ale to będzie dobra okazja, aby się bliżej poznać.
Po jakimś czasie chłopcy zaczęli się zbierać. Przytuliłam mocno Louisa i pojedyncze łzy spływały mi po policzkach. Jak ja nienawidzę pożegnań! - krzyknęłam w duchu.
-Nie długo będę, obiecuję. - uśmiechnął się, pocałował mnie ostatni raz i już go nie było.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Oglądałam jakieś bezsensowne seriale, gdy z amoku wytrącił mnie dźwięk mojego telefonu.
-Słucham? - spytałam smętnie.
-Dzień dobry. Czy rozmawiam z Emilią Bednarczyk?
-Już Tomlinson. - poprawiłam rozmówczynię.
-Jestem z programu Dzień Dobry Londyn i chciałabym zaprosić Panią na wywiad.
-A na jaki temat? - spytałam, bo bardzo mnie intrygowało o czym ona chce ze mną rozmawiać.
-O Pani życiu, dziecku, które niebawem się pojawi.
-Eh nie wiem. Louisa w najbliższym czasie nie będzie. - posmutniałam.
-Wywiad chciałabym zrobić tylko z Panią. - powiedziała.
-Muszę dać odpowiedź w tej chwili? Chciałabym to przemyśleć.
-Do wieczora chciałabym uzyskać odpowiedź, bo odcinek jest jutro rano. - powiedziała.
-Dobrze, w takim razie do usłyszenia wieczorem. - powiedziałam i rozłączyłam się. Szybko wykręciłam numer do Louisa. Opowiedziałam mu o wszystkim.
-Idź. - powiedział.
-Jesteś tego pewien? Jak będą zadawać mi jakieś niekomfortowe pytania to co ja wtedy zrobię? - spytałam.
-Nie odpowiesz i tyle. Spokojnie będzie dobrze i postaram się Cię obejrzeć. - powiedział z entuzjazmem.
-Okej to w takim razie dzwonię powiedzieć, że się zgadzam. - zaśmiałam się do telefonu i pożegnałam z moim mężem. Odłożyłam mojego Iphona na stolik. Nie zamierzałam od razu dzwonić do nich z pozytywną odpowiedzią. Niech trochę poczekają.
-Kto dzwonił? - zaciekawiła się moja mama.
-Z telewizji. Jutro jadę na wywiad. Oczywiście pojedziesz ze mną, bo Lou będzie zrzędził, że jadę sama i coś mi się stanie.
-Ale jaki wywiad?
-No o mnie, o moim życiu, dziecku.
Mama nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową.
Poszłam do kuchni po jakieś przekąski. Potem zadzwoniłam do Kim, aby do mnie wpadła. Jak zwykle przegadałyśmy kilka godzin. Spojrzałam na zegarek była 22!
-Cholera muszę dać znać co z tym wywiadem! - wstałam z łóżka i pobiegłam do salonu po telefon. Wykręciłam szybko numer i potwierdziłam swoje jutrzejsze przybycie.
-Proszę przyjść jutro o 7 rano do studia. Adres wyślę smsem. - powiedziała kobieta po drugiej stronie.
-Kim, co ja tam założę? - spytałam bezradnie.
-Rurki i jakąś tunikę, żeby ładnie podkreślała Twój brzuch. - powiedziała i wygrzebała świetny zestaw z mojej szafy.
-No i szpilki jeszcze. - zaczęłam szukać. - O mam, te będą idealne!
-Dasz sobie radę w ciąży, w szpilkach? - spytała przyjaciółka.
-Jasne! - uśmiechnęłam się i zaczęłam wyobrażać jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień.
------------------
Ale ja Was rozpieszczam z tymi rozdziałami. Dodaję teraz, póki mam czas, bo w przyszłym tygodniu raczej mi się nie uda.

ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA


ORAZ NA MOJEGO


kissonme


xx

czwartek, 3 maja 2012

ROZDZIAŁ 21

Wybieranie sukni zajęło mi sporo czasu, ale w końcu znalazłam tą odpowiednią. Louis zadzwonił, że jutro o 11 mamy ślub i że rozesłał zaproszenia meilem lub smsem. Zaśmiałam się, bo nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Spojrzałam na pierścionek zaręczynowy. Był cudowny, Louis był cudowny, to wszystko było cudowne! Pojechałam do domu razem z mamą i Kimberlly. To ona miała być naszym świadkiem. Gdy weszłyśmy do środka siedziała już tam Pani Tomlinson razem z siostrami Louisa. Wszystkie na mój widok podbiegły do mnie i przytuliły się. Czułam, że jest między nami więź, która była dla mnie bardzo ważna.
-Chcę zobaczyć suknię. - powiedział Lou.
-Nie możesz. Jest taki polski zwyczaj, że Pan Młody nie może widzieć sukni Panny Młodej przed ślubem, oraz noc przed tym wielkim dniem muszą spędzić osobno, tak więc Louis dziś nie będziesz spał w naszej sypialni. - zaśmiałam się.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka przesądna. - pocałował mnie w usta. - Harry śpimy razem. - zakomunikował na co ja wybuchłam przeogromnym śmiechem.
-Kto będzie świadkiem? - spytała moja przyszła teściowa.
-No Kimberlly i Harry. - powiedziałam zajadając się ciastkami, które leżały na stole. -Jest 20, ja muszę jeszcze zrobić paznokcie. - powiedziałam.
Poszłam razem ze wszystkimi dziewczynami z domu do naszej sypialni. Gadałyśmy, a ja zabrałam się za swoją pracę.
-Cieszę się, że będziemy rodziną. - powiedziała mama Louisa. -Chcę, abyś mówiła do mnie 'mamo' . - uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Oczywiście. - odpowiedziałam. Cieszyłam się, że traktowała mnie już jak członka rodziny.
Po niecałych dwóch godzinach skończyłam. Paznokcie były zwykłe: zaledwie francuski i na czterech palcach cekinek, tak aby pasowały do sukni. Była prosta, ale za to prześliczna. Po 22 Panie kazały mi iść spać, żebym mogła być gotowa na ten mój wielki dzień. Została ze mną Kim, która obiecała mi, że wieczór panieński zorganizuje mi po ślubie.
-Nie sądzisz, że to w odwrotnej kolejności? - zaśmiałam się.
-Wy wszystko robicie odwrotnie, nie zauważyłaś? - docięła mi.
-Masz rację, ale w sumie odpowiada mi to.
-Jesteście szaleni. - powiedziała.
-Cicho już bądź, ja tu się muszę wyspać, bo czeka mnie jeden z dwóch najważniejszych dni w życiu.
-Jaki będzie ten drugi?
-No jak to jaki? Narodziny mojego małego dzidziusia. - powiedziałam.
-Dobra, dobranoc. - powiedziała i obie zasnęłyśmy. Nawet nie czułam zdenerwowania, aż do godzinny 10. Wpadłam w panikę.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - pocieszały mnie.
Miałam już na sobie suknię. Oczywiście Louis był już w kościele i załatwiał ostatnie formalności.
-Jesteś już gotowa? - wszedł do domu Harry.
-Nie wiem. - załamałam racę.
-Ślicznie wyglądasz. - podszedł przyjaciel i dał mi buziaka w policzek.
Pojechaliśmy do kościoła. Było tam sporo ludzi. Nie wiedziałam, że aż tylu ich zaprosił. Gdy zobaczyłam przy ołtarzu Louisa, wiedziałam, że to była dobra decyzja, aby za niego wyjść.Czułam, że w kącikach zbierają mi się łzy.Podał mi rękę i staliśmy przed księdzem. Cały czas się denerwowałam, a Lou tylko się uśmiechał. Gdy wreszcie ksiądz zadał nam te ostateczne pytania i założyliśmy sobie na palce obrączki, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
-Teraz możesz pocałować Pannę Młodą. - zwrócił się kapłan do Louisa, który już błądził językiem w moich ustach. Pocałunek był nieziemski. Wyszliśmy z kościoła i nie wiedziałam co dalej. Przecież nie organizowaliśmy żadnego przyjęcia.
-Spokojnie, zaufaj mi. - moje zdenerwowanie zauważył mój mąż, a ja tylko przytaknęłam. Samochodem pojechaliśmy do jakiegoś hotelu. Nie wiedziałam co on wykombinował. Weszliśmy i zobaczyłam wielką salę, pięknie ustrojoną.
-Niespodzianka. - powiedział Louis.
-Wariacie Ty to wcześniej zaplanowałeś.
-Wiesz, mając taką teściową jak moja. - uśmiechnął się w kierunku mojej mamy, która podeszła do nas.
-Wiedziałaś ?! - krzyknęłam.
-No tak. - zaśmiała się.
To był na prawdę najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
-------------------------------
ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA 

ORAZ NA MOJEGO


kissonme

xx