niedziela, 29 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 20

5 dni później

Nareszcie wychodzę ze szpitala. Za oknem piękna, sierpniowa pogoda. Cieszę się, że to już za mną, a z naszym dzieckiem wszystko w porządku. Louis cały czas przy mnie był, dosłownie nie opuszczał nas na krok. Non stop gadał z naszym maleństwem. To dobrze, że tak poważnie podchodzi do roli ojca. Jestem z niego dumna.
Gdy weszliśmy do domu, od progu przywitała nas moja mama, a potem chłopcy. Mieli skwaszone miny, z resztą Lou też dziś nie tryskał energią. Usiedliśmy w salonie i od razu spytałam:
-Co jest?
-Musimy Ci coś powiedzieć, ale się nie denerwuj. - powiedział Niall i złapał mnie za rękę.
-Jedziemy w trasę koncertową. - powiedział Harry.
-To świetnie! - ucieszyłam się.
-Na 4 miesiące. - dokończył Louis.
-Ile !? - zrobiłam wielkie oczy.
-Wiem, że to długo, ale wytrzymamy. - pogłaskał mnie po twarzy narzeczony.
-Nie chodzi o mnie, ale ja za 4 miesiące rodzę, nie chcę być w takim momencie sama.
-Obiecuję, że przyjadę kiedy będziesz rodzic.
-A gdzie ta trasa?
-W Australii.
-Czyś Ty oszalał Tomlinson?! Przecież i tak nie zdążysz. A z resztą nie ważne. Sama dam sobie radę. - poszłam w stronę sypialni.
Gorzkie łzy spływały po moich policzkach. Czy to tak na prawdę chodziło o poród czy może po prostu będę za nim tęsknic? Tak bardzo go kocham i boję się, że go stracę. Poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu. Ten dotyk znałam na pamieć.
-Nie gniewaj się na mnie. - powiedział smutnym głosem.
-Przepraszam. Ja się po prostu boję. Nie wiem czy będę wstanie temu podołać. - powiedziałam. - Boję się być sama ...
-Jesteś silna, wierzę w Ciebie. Nie będziesz sama. Nasza marcheweczka jest z Tobą i uwierz nie będzie Ci się z nią nudzić. - zaśmiał się Tommo.
-Ile nam zostało jeszcze czasu? - spytałam smutno.
-Dwa dni ... - odparł.
-W takim razie wykorzystajmy je jak najlepiej. - uśmiechnęłam się. - Może gdzieś pójdziemy?
-Wolałbym zostać w domu, nacieszyć się póki mogę. - powiedział.
-Nie ma sprawy. Będziemy leniuchować całe dwa dni. - zaśmiałam się i pocałowałam namiętnie mojego mężczyznę.
Zeszliśmy do salonu i usiedliśmy do stołu.
-Nie jesteś zła? - spytał Harry.
-Nie mam o co.
-Uff a tak baliśmy się Twojej reakcji. - powiedział Niall.
-Niby dlaczego?
-No bo jesteś w ciąży i te hormony Ci buzują, co nie?
-Niall nie pogrążaj się bardziej. - poradziła mu moja mama, a ten już się nie odzywał.
Zjadłam posiłek i poszłam do salonu oglądać telewizję. Po chwili dołączył do mnie Louis.
-Chciałbym żebyś za mnie wyszła zanim urodzi się dziecko. - powiedział.
-Kiedy niby? Jedziesz za dwa dni. Nie zdążymy.
-Choćby zaraz. Jest Twoja mama, moją się ściągnie, świadków mamy, więc na co czekać?
-Nie mamy sukni, ani obrączek.
-To jedźmy nawet teraz.
-Zwariowałeś. - zaśmiałam się, lecz on chyba mówił całkiem poważnie. - Zrobimy to na spokojnie jak urodzi się dzidziuś.
-Ja chcę żebyś już była wtedy moją żoną.
-Co Ci właściwie szkodzi? - spytała nagle moja mama.
-Co proszę? - nie dowierzałam własnym uszom. Moja mama, która zawsze wszystko planuje z miesięcznym wyprzedzeniem namawia mnie do szybkiego ślubu? Dobry żart.
-Nie chcę tego na szybkiego, chcę, aby to było takie magiczne i w ogóle.
-Popatrz liczymy się tylko my. Będziemy razem do końca życia. - namawiał Louis.
-Jeżeli dla Ciebie te dwa, złote kółka coś zmienią to zgadzam się. - powiedziałam.
-Jesteś cudowna. - krzyknęli chłopcy.
-No to pojadę z mamą i z Kim po suknię, a Ty jedź po garnitur i zaklep termin w kościele. Po obrączki też pojedź, tylko wybierz ładne.
-Oczywiście kochanie, nie martw się wszystkiego dopilnuję. - powiedział Tommo i dał mi swoją kartę kredytową ..
---------------------
Przepraszam, że wcześniej nie dodawałam, ale nie miałam czasu. Postaram się to zmienić. W między czasie zapraszam na mój


oraz na mojego


na którym dowiecie się o tym, kiedy dodam następny rozdział :)

kissonme


xx

wtorek, 17 kwietnia 2012

PHOTOBLOG - WCHODŹCIE I DODAWAJCIE !


ZAPRASZAM WAS NA MOJEGO


-dodaję tam przeróżne zdjęcia.
-informuję tam o kolejnych rozdziałach.
-możecie mi tam spokojnie napisać, co chcecie w moich opowiadaniach.

kissonme


xx 

ROZDZIAŁ 19


Do domu wróciliśmy w dobrych humorach. Nikt o nic nie pytał, a my pokierowaliśmy się w stronę naszej sypialni. Było już późno, a ja byłam cholernie zmęczona. Położyłam się na łóżku i zwyczajnie zasnęłam. Rano obudziły mnie pocałunki Louisa. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się.
-Dzień dobry. - powiedział mój narzeczony, a ja odpowiedziałam mu tym samym. - Co dziś robimy? - spytał.
-Nie wiem. - przełknęłam ślinę i poczułam ostry ból gardła.
-Co jest? - Louie się zaniepokoił.
-Boli mnie gardło.
-Czułem, że jesteś gorąca, pewnie to gorączka. Idę po termometr.
Zmierzyłam temperaturę - 38,3.
-Zadzwonię do lekarza, przecież Ty nie możesz być chora, jak jesteś w ciąży.
Po chwili Louis kazał mi się ubierać, bo jedziemy do szpitala. Założyłam jakieś wygodne ciuchy, umyłam twarz i związałam włosy w kitkę. Louis spakował mi kilka potrzebnych rzeczy i już nas nie było. Moja mama chciała jechać z nami, ale powiedzieliśmy, że wolimy sami.
Po godzinie byliśmy na miejscu. Przyjęli nas natychmiastowo. Mój lekarz miał teraz dyżur, zbadał mnie i powiedział:
-Jesteś mocno przeziębiona. Nie będę ryzykował i zostaniesz w szpitalu do póki nie wyzdrowiejesz. Z dzieckiem na razie jest wszystko w porządku.
-Okej, jeżeli to potrzebne to zostanę. - powiedziałam, a mną zajęła się pielęgniarka. Przebrałam się w moją piżamę, którą wzięłam - przezorny zawsze ubezpieczony - i położyłam się w szpitalnym łóżku. Po chwili przyszedł Louis. Usiadł obok mnie i złapał moją rękę. Widziałam, że jest bardzo zdenerwowany.
-Nie bój się, wszystko będzie dobrze, obiecuję. - powiedziałam mu.
-Wiesz, że to nie takie łatwe .. - posmutniał. -Ale nie ważne, będę tu z Tobą cały czas siedział.
-Nie trzeba. - uśmiechnęłam się.
-Wiesz, że Cię nie zostawię.
-Oj Lou. Kocham Cię. - pogładziłam go po policzku.
-Ja Ciebie też, ale musisz odpoczywać. Śpij, ja tu przy Tobie posiedzę.
Byłam trochę zmęczona, więc nie protestowałam. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Obudziłam się cała mokra i gorąca. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Spostrzegłam, że Lou dalej jest, ale zasnął. Musiałam go obudzić, bo bardzo się bałam.
-Louis. - szturchnęłam go lekko.
-Co się dzieje? - spytał.
-Zawołaj pielęgniarkę. Strasznie źle się czuję.
O nic więcej nie pytał tylko pobiegł i wrócił z lekarzem.
-Proszę, włóż termometr. - powiedział mój doktor, a ja posłusznie wykonałam polecenie. -O proszę, 38,9. Podam Ci leki, powinno Ci pomóc. Jak nie, to podamy Ci kroplówkę.
-A czy dziecku to zaszkodzi? - spytałam przerażona.
-Na razie z dzieckiem wszystko jest w porządku. Nie martw się. - powiedział i już go nie było. Po chwili przyszła pielęgniarka z lekami dla mnie. Połknęłam wszystkie i położyłam się do łóżka. Czułam, że coś jest nie tak, że wszyscy coś przede mną ukrywają. Nawet Louis zrobił się dziwny. Czyżby on wiedział coś czego ja nie wiem?

*oczami Louisa*


-Panie doktorze, czy z naszym dzieckiem wszystko w porządku?
-Na razie tak, ale jak jej gorączka się utrzyma, może to być wielkie zagrożenie dla płodu. Nie mówię nic Vicky, bo nie chcę jej denerwować, to nie jest wskazane w jej stanie. Ale bądźmy dobrej myśli. - powiedział i sobie poszedł.
Czułem się rozbity, bałem się, że będzie coś nie tak.
-Louis, czego mi nie mówisz? - z zamyśleń wyrwał mnie jej głos.
-O co Ci chodzi? Nie martw się, wszystko jest w porządku. - nie lubiłem kłamać.
-Widzę, że coś jest nie tak.
-Nie zadręczaj się. Odpoczywaj i tyle. Jest dobrze. - pocieszałem ją, ale sam w środku byłem wrakiem.

czwartek, 12 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 18


*z perspektywy Louisa*

3 godziny później

-Dzwoniłem do niej już chyba z milion razy. Nie odbiera. - powiedziałem zrezygnowany.
-Ja bym też nie odbierał, gdybyś tak na mnie nawrzeszczał. - powiedział Harry.
-No wiem, że źle zrobiłem, ona mi tłumaczyła, ale ja jak zwykle muszę być mądrzejszy. Co ja mam robić? - spytałem bezradnie.
-Nie długo przyjedzie. - powiedziała mama Emilly.
Czekaliśmy cały czas na znak od niej i nic. Każdy dzwonił, pisał smsy, ale ona jakby nie istniała. A jak jej się coś stało? Jej i naszemu dziecku? Boże nie wybaczę sobie tego.
-U Kim też jej nie ma. - powiedział Zayn. - Louis skup się. Gdzie ona zawsze chodzi jak jest na Ciebie wściekła? Albo jak jest jej smutno.
-Zawsze była w swoim mieszkaniu, ale klucze są w naszej sypialni, więc jej tam na pewno nie ma. Jezu nie mam pojęcia. - schowałem twarz w dłoniach. - Moja zazdrość kiedyś mnie zgubi.
Nagle drzwi się otworzyły. Wróciła.
-Boże gdzie Ty byłaś? Tak się o Ciebie martwiłem . - krzyknąłem i chciałem ją przytulic jednak odsunęła się.
-U swojego kochanka. - syknęła i poszła na górę.
Było mi tak strasznie głupio, że tak postąpiłem. Musiałem ją przeprosić, ale wiedziałem, że tak szybko mi nie wybaczy. Poszedłem na górę, do naszej sypialni żeby z nią porozmawiać. Gdy wszedłem usłyszałem ciche łkanie. Ems leżała na łóżku i płakała. Było mi głupio, bo ja do tego doprowadziłem.
-Emilly kocham Cię. Przepraszam za to, nie chciałem. Obiecuję, że nigdy tak nie postąpię.
-Ty nigdy nic złego nie chcesz. Jak mam Ci zaufać? Przecież znowu może Ci coś odwalić i zaczniesz mnie posądzać o coś czego nie zrobiłam, mając na dowód jakiś lipny fotomontaż.
-Na prawdę masz moje słowo. - klęknąłem i otarłem jej łzę z policzka.
-Możesz wyjść? Chcę być teraz sama. - powiedziała odwracając wzrok.
-Porozmawiaj ze mną, proszę.
-Louis wyjdź. - powiedziała, a ja uczyniłem to co chciała. Poszedłem na dół, moja mina mówiła sama za siebie.
-Może ja z nią porozmawiam? - spytała mama Ems.
-Nie, lepiej nie. Chcę, żeby to było między nami. - powiedziałem i usiadłem na kanapie w salonie.
Chłopcy chcieli mnie pocieszyć, ale nie udawało się. Potem moja przyszła teściowa zrobiła obiad, Emilly też się zjawiła, ale nie odezwała się ani słowem.
-Jak się czujesz? - spytał Ems Harry.
-Do dupy. - powiedziała i pokierowała się ku wyjściu.
-Gdzie idziesz? - spytała jej mama.
-Do mojego kochanka, nie wiesz? - powiedziała i znowu wyszła.
-Stary, nigdy nie widziałem ją tak wkurzoną. Na prawdę współczuję Ci. - powiedział Nialler.
-Nie dołuj mnie jeszcze bardziej. - powiedziałem i wstałem od stołu. Było mi głupio, że to wszystko dzieje się przy mamie Emilly. - Pojadę i ją poszukam.
Włożyłem kluczki w stacyjkę i pojechałem nad jezioro, które tak lubiłem. Zawsze tam jeździłem jak byłem zły. Mówiłem Ems o tym, nawet jej je pokazałem. Może ona tam jest?
***
Gdy dojechałem na miejsce, zobaczyłem jej samochód, a potem ją. Siedziała na kocu i chyba płakała. Podszedłem bliżej i już wiedziałem, że płacze. Bez słowa ją przytuliłem i głaskałem po włosach.
-Przepraszam, tak strasznie Cię przepraszam. Nie powinienem, kocham Cię, błagam Cię nie gniewaj się na mnie. Już cicho, nie płacz. - mówiłem i tuliłem do siebie.
-Lou Ty mi nie ufasz. - powiedziała przez łzy.
Wziąłem jej twarz w dłonie i patrzyłem w oczy.
-Ufam, ale poniosło mnie. Jesteś najważniejsza dla mnie i to za Tobą szaleję i boję się, że któregoś dnia odejdziesz i mnie po prostu zostawisz. A jak zobaczyłem ten fotomontaż to się przeraziłem. Teraz wiem, że to ściema.
Ona nie powiedziała nic, po prostu mnie pocałowała.
-Kocham Cię i nigdy bym Cię nie zdradziła, zapamiętaj to sobie. - odparła i się do mnie przytuliła.
-Ja Ciebie też. - powiedziałem. -Chodź zbieramy się, bo jest zimno, a Ty nie możesz być chora.
-Okej. - w końcu zobaczyłem w jej oczach radość. Obiecuję, że nigdy więcej jej tak nie zranię!
-------------------------
Eh, wiem, że to może być jakiś szantaż lub wywarcie presji, ale od teraz nie będę dawać rozdziałów, póki ktoś nie skomentuje aktualnego, bo jak nie ma komentarzy tzn. że nie sprawdziłam się w tym co robię.

kissonme


xx

wtorek, 10 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 17


-Louis pomóż mi! - krzyknęłam.
Mój narzeczony przyszedł i pomógł wygramolić się z łóżka. Mój brzuch był na prawdę wielki i ciężko było mi wstać, a to dopiero 5 miesiąc.
-Skarbie może my weźmiemy ślub, co? - Lou spytał niespodziewanie.
-Ale po co mamy się spieszyć?
-Nie spieszyć, ale Twoja mama jest teraz tu i pewnie chciałaby, abyśmy w końcu się pobrali, moja mama też mi suszy coraz bardziej głowę.
-Ehh. Jako mała dziewczynka marzyłam o białej sukni, o pięknym weselu i o księciu z bajki, który również będzie miał podobne marzenia.  Ale to tylko bajki, a ja nie chcę, żebyś się ze mną żenił, bo rodzice tego chcą. Jak będziesz gotowy to po prostu mi powiedz. - odparłam i wyszłam z pokoju.
Powinnam się cieszyć, że mężczyzna mojego życia chcę się ze mną ożenić, ale wiem, że nie robi tego sam z siebie tylko pod presją innych. Właściwie czy zawarcie związku małżeńskiego coś między nami zmieni? Chyba nie. Tak więc z moimi myślami poszłam do łazienki, umyłam zęby, włosy związałam w luźną kitkę i ubrałam się w kremowe rurki i białą bokserkę. Zeszłam na dół, gdzie czekała już moja mama z chłopakami, którzy zajadali się jej naleśnikami. Mi humor nie dopisywał więc po prostu bez słowa poszłam na kanapę w salonie (salon był połączony z kuchnią) i włączyłam telewizor. Nie było nic ciekawego, a zachciało mi się jeść, więc poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki ogórki kiszone i bitą śmietanę. Wyciągnęłam sobie ogórka i nałożyłam na niego śmietanę. Mmm to było pyszne. Niall popatrzył na mnie i się skrzywił, a reszta miała oczy jak pięć złoty.
-Eee czemu się tak patrzycie?
-Widzisz co jesz? - spytał Harry.
-No i nawet nie wiesz jakie to dobre.
-Chyba nie chcę wiedzieć.
-Twoja strata. - zaśmiałam się. Muszę przyznać, że to było zabawne.
-Chodź na chwilę na górę. - powiedział Louis. Jego twarz nie wyrażała jakichkolwiek emocji więc nie wiedziałam czy mam się bać, czy też nie.
-Nie życzę sobie, abyś łaziła z jakimiś typami. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
-O co Ci chodzi? - zaśmiałam się.
-Jak to o co ?! - podniósł swój głos. - Nie byłaś wczoraj z Kim tylko z jakimś kolesiem.
-Czy Ty oszalałeś? Byłam wczoraj z Kimberlly w kawiarni.
-Widziałem zdjęcia, jest ich pełno w internecie.- krzyknął i wyciągnął swój telefon. Poszukał tam czegoś i podsunął mi go przed twarz. Było tam zdjęcie mnie i jakiegoś typa, którego wcale nie znam, jak siedzimy w jakimś pubie i trzymamy się za ręce.
-Zadzwoń do Kim jak mi nie wierzysz.
-Wiem, że na pewno będzie Cię kryła. - zaśmiał się kpiąco.
-Nie wierzysz mi tak? - spytałam.
-Jak mam Ci wierzyc? Przecież tu mam dowód, nie dociera to do Ciebie? - zaczął na mnie wrzeszczeć.
-Jeszcze nie całą godzinę temu chciałeś się ze mną żenić. - powiedziałam, chwyciłam swoją torebkę i zbiegłam na dół. Wyszłam trzaskając drzwiami. Wsiadłam do swojego samochodu i odjechałam z piskiem opon. Widziałam moją mamę, która wybiegła z domu, ale nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Moje policzki pokrywały smugi słonych łez. Dlaczego on mnie tak potraktował? Uwierzył jakieś stronie plotkarskiej, a nie mnie... Przecież mamy ze sobą dziecko, jesteśmy razem. I do tego jeszcze na mnie krzyczał.
Nie wiedziałam co mam dalej robić. Jechałam przed siebie. Na pewno nie wrócę do domu! O nie!

niedziela, 8 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 16

-Hej Mamo. - krzyknęłam w jej stronę.
-Myślałam, że się już Ciebie nie doczekam. - powiedziała smętnie.
-Przepraszam, miałam tyle na głowie, że zapomniałam Cię uprzedzić, że się przeprowadziłam.
-Dobra nic się nie stało, mogłam zadzwonić.
-No właśnie. - zaśmiałam się. - Na ile przyjechałaś?
-No zostanę z Tobą aż do porodu. Kiedy masz termin?
-Na 14 grudnia. - odparłam.
-A w ogóle gdzie jest ten Twój przyszły mąż? Czemu Ty prowadzisz samochód? Chyba będę musiała sobie porozmawiać z tym moim zięciem.
-Oj mamo, on sam mi zabrania, ja jestem uparta podobno jak osioł, ale wiesz, że nie lubię być od kogoś zależna. Byliśmy wczoraj u jego rodziców, jechaliśmy na dwa auta nie chce mi się opowiadać dlaczego. W każdym bądź razie Louis pojechał do domu, a ja przyjechałam po Ciebie.
-Wyczerpująca historia. - zaśmiała się mama. -Nie mogę się doczekać aż w końcu go poznam.
-No chłopaków też Ci przedstawię.
-Ale że kogo? - moja mama się zdziwiła.
-No wszystkich z One Direction. Mieszkamy w szóstkę, nie długo w siódemkę.
-Ale jak wy to sobie wyobrażacie? - mama zaczęła swoje wywody. Na chwilę się wyłączyłam, aby jej nie słuchać.
-Mamo, nie przesadzaj. To nasze życie i  będzie tak jak my chcemy. - skomentowałam.
-A co ze studiami? - spytała.
-Jak dziecko podrośnie to pójdę na uczelnię. Nie martw się. - puściłam jej oko i zaczęłam parkować przed naszym domem. - Jesteśmy.
Moja mama byłą zdenerwowana, ale starała się tego nie pokazywać.
-Chodź najpierw Ci wszystko pokażę, a walizki później chłopcy przyniosą.
Drzwi otworzył nam Louis. Pocałował mnie w policzek i czułam, że się denerwuje, bo drżał. Weszliśmy do salonu gdzie czekała reszta.
-No to kochani to jest moja mama, a to jest Zayn, Niall, Harry i Liam. - przedstawiłam osoby siedzące na sofie. - A to jest Louis, mój Louis. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Miło mi Panią poznać. - powiedział.
-Mi Ciebie również. - moja mama się uśmiechnęła, a mój narzeczony był nadal skrępowany. - No nie bój się mnie. Nie jestem taka straszna. - powiedziała i poklepała go po ramieniu.
Atmosfera powoli się rozluźniała, mówiliśmy o dziecku, moja mama zachwycała się pierścionkiem zaręczynowym. Chłopacy przynieśli jej walizki i pokazali pokój gościnny. Przez najbliższe 4 miesiące mamy jedną głowę więcej pod dachem.
------------------------------------
ZAPRASZAM NA MOJEGO


oraz 

kissonme

xx

sobota, 7 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 15


Gdy kończyłam wyciągać wszystko z bagażnika, Louis właśnie przyjechał. Byłam zła na niego, za tą sytuację rano. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
-Ems przepraszam za dziś rano. - powiedział.
Spojrzałam na niego spode łba i nic nie mówiąc przytuliłam się do niego. Weszliśmy do domu i zabrałam się za robienie paznokci jego siostrom. Czekało mnie sporo pracy, ale dla mnie nie ma rzeczy nie możliwych. Mój narzeczony nie odstępował mnie na krok. To popołudnie zaliczam do najlepszych jakie przeżyłam.
***
Spojrzałam na zegarek była 21.
-Zbieramy się, co? - spytałam Louisa.
-Zostajecie na noc. - powiedziała jego mama. -Jest za późno i nie będziecie wracać do domu.
-Dobrze mamo. - powiedział Lou.
Poszliśmy do jego pokoju. Dał mi jakąś swoją koszulkę i zeszliśmy jeszcze na dół na kolację. Dziewczyny podziwiały swoje paznokcie, a mama Louisa wpychała we mnie mnóstwo jedzenia.
-Louis idziemy, jestem na prawdę zmęczona. - powiedział marudnie.
-No idźcie dzieci. - odparła jego mama, a my ruszyliśmy na górę.
-Pomasuj mi plecy, proszę. - usiadłam na brzegu łóżka, a Lou zaczął masaż. Mmm, tego mi było trzeba.
***
Rano obudziły mnie ruchy naszego maluszka. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Mój Louie leżał w dziwnej pozie i coś mruczał przez sen. Na prawdę śmieszny widok. Zeszłam po cichu na dół. Z góry słyszałam, że ktoś krząta się po kuchni.
-Dzień Dobry. - powiedziałam.
-Witaj. - odpowiedziała mi mama Louisa.  - Jak się spało?
-Dobrze. - uśmiechnęłam się.
-Siadaj, zaraz zrobię śniadanie.
-Nie niech się Pani nie fatyguje.
-Nie przesadzaj, przecież musisz coś jeść, a jesteś w ciąży.
-No dobrze, poczekam. - uśmiechnęłam się.
Gawędząc miło z Panią Tomlinson, mój telefon zaczął dzwonić. Była to moja mama, co bardzo mnie zdziwiło.
-Jest 8 rano, a Ciebie w wakacje nie ma w mieszkaniu. Gdzie Ty jesteś? - mówiła
-Eee u rodziców Louisa. A Ty?
-Stoję jak durna przed Twoim mieszkaniem.
-Mamo, ale ja tam nie mieszkam już. Mówiłam Ci, że zamieszkałam z Louim. Do godziny po Ciebie będę.
-Dobra zaczekam pod Twoim blokiem. Masz szczęście, że jest ładna pogoda.
-No dobra, pa. - powiedziałam.
Pobiegłam na górę obudzić Louisa, żeby pojechał do naszego domu i ogarnął, bo pewnie jest tam syf.
-Kochanie wstawaj. - powiedziałam i dałam mu buziaka.
-Która godzina? - spytał.
-Po 8, wstawaj, bo moja mama dzwoniła i jest w Londynie.
-Co ?! - krzyknął.
-No tak. Stoi pod moim mieszkaniem, ja po nią pojadę, a Ty w domu ogarniesz, jeszcze do chłopaków zadzwonię żeby pokój przygotowali, bo przecież aż wstyd!
-Dobra, daj mi 5 minut.
Mój narzeczony zaczął biegać w tę i z powrotem. Na prawdę wyrobił się w ciągu pięciu minut co aż było dziwne! Jego rodzicielce wytłumaczyliśmy naszą nagłą "ucieczkę" i pobiegliśmy do samochodów. Louis wziął swój, a ja swój. Po drodze zadzwoniłam do Liama, ponieważ on jest najbardziej rozgarnięty z nich i wytłumaczyłam mu całą sytuację. Daddy obiecał, że mnie nie zawiedzie, a ja jechałam już spokojnie.
Bałam się spotkania z matką. Nie wiedziałam jak uporała się z moją ciążą i czy tak na prawdę pogodziła się z tym, że zostanie Babcią.
--------------------------
ZAPRASZAM NA MOJEGO


ORAZ


kissonme

xx

piątek, 6 kwietnia 2012

czwartek, 5 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 14

-Hej. - podeszłam do Kim i ją mocno uścisnęłam. Dawno się nie widziałyśmy.
-Jak tam Twoje maleństwo? - spytała i pogłaskała mnie po brzuchu.
-Już dobrze. - uśmiechnęłam się.
-No słyszałam o Twoim mądrym pomyśle wchodzenia na drabinę. - stuknęła się w czoło na znak, że jestem głupia.
-No wiem, to nie było najmądrzejsze, ale nie chcę już do tego wracać. Co zamawiamy? - spytałam i otworzyłam menu.
-Mam ochotę na jakieś ciacho i gorącą czekoladę. - zaśmiała się. - A Ty?
-Ja też. - zawtórowałam jej i zawołałam kelnera. Złożyłyśmy swoje zamówienia. Kim wzięła szarlotkę a ja krówkę.
-Powiedz mi lepiej jak tam z Zaynem? Codziennie chodzi taki jakiś rozkojarzony. - puściłam jej oko. Moja przyjaciółka się zaczerwieniła.
-No co mam Ci mówić. Spotykamy się, ale oficjalnie nie jesteśmy razem. - posmutniała.
-Zobaczysz wszystko przyjdzie w swoim czasie.
-Spotykamy się od dwóch miesięcy i nic. - widać, że było jej przykro, bo nie lubiła jak bawiono się jej uczuciami.
-On jest nieśmiały. Wygląda na takiego wiesz bad boya, ale co do dziewczyn to po prostu jakby się boi. - nagle jej telefon zadźwięczał.
-To Zayn. - cieszyła się jak mała dziewczynka i odebrała. Z urywek rozmowy zrozumiałam, że umówili się na wieczór. Nagle i mój telefon zaczął dzwonić. Oczywiście to był Lou.
-Skarbie może wybralibyśmy się do moich rodziców? - spytał.
-No jak chcesz. O której?
-Nie wiem, przyjechałabyś może za jakąś godzinę i pojechalibyśmy.
-Nie lepiej spotkać się na miejscu. Nie chce mi się wracać do domu.
-Ale jak sama pojedziesz? A co ze mną?
-No weź mój samochód, sam mówiłeś, że można go odebrać.
-No okej, to o której się tam widzimy?
Spojrzałam na zegarek. Było 15 po 14.
-16? Może być? - spytałam.
-No to do zobaczenia. - powiedział i się rozłączył.
-Kim muszę lecieć. Jadę do rodziców Lou, bo ten sobie jak zwykle ubzdurał.
-A oni już wiedzą o ciąży? - spytała.
-No Louis im mówił, ale jeszcze się z nimi nie widziałam. Boję się trochę ... - powiedziałam.
-Dasz radę, wierzę w Ciebie. - uśmiechnęła się do mnie.
Pożegnałyśmy się czule i poszłam do samochodu. Odpaliłam silnik i pojechałam. Na miejscu byłam chwilę przed 16. Louisa jeszcze nie było. Nie wiedziałam czy mam sama wejść, ale nie będę siedziała w samochodzie, bo pomyślą, że jakaś nienormalna jestem.
Zapukałam do drzwi i przyznam, że trochę się denerwowałam. Drzwi otworzyła mi mama Louisa.
-Witaj słonko. - uścisnęła mnie czule. -Jak się czujesz? A dziecko? Słyszałam, że byłaś w szpitalu. I znasz już pleć? - zasypała mnie mnóstwem pytań.
-Czuję się dobrze, dziecko też, od rana kopie, płci nie znam i poznam dopiero przy porodzie. - starałam się jakoś odpowiedź.
-Siadaj, pewnie zmęczona jesteś. A gdzie Louisa zgubiłaś?
-Umówiliśmy się, że spotkamy się tutaj. - odparłam.
-Chcesz coś do picia?
-Poproszę wody.
Mama Louisa to na prawdę świetna kobieta. Chyba mnie polubiła.
-A kiedy chcecie wziąć ślub?
-No to chyba po urodzeniu dziecka, ale nie wiem. Nie planujemy tego jeszcze. W sumie ślub nie jest mi potrzebny do szczęścia. Ważne żeby Louis był i aby nasze dziecko było zdrowe.
-Ale oświadczył Ci się prawda? - uśmiechnęła się.
-Oczywiście. - pokazałam jej dłoń.
Do kuchni wleciały siostry Louisa. Z każdą z nich się przywitałam. Mimo że widziałam je raz, bardzo je polubiłam. Zaczęły pytać mnie o dziecko, o to jak damy mu na imię.
-Nad imieniem jeszcze nie myśleliśmy. Mamy jeszcze sporo czasu.
-A kiedy nam zrobisz takie ładne paznokcie i bransoletki? - spytały. Obiecałam im to.
-Bransoletki zrobię Wam jak przyjadę do domu, bo tam mam mulinę, a paznokcie mogę Wam zrobić teraz, bo mam wszystko w samochodzie, ale jak wam pozwoli mama. - powiedziałam.
-Mamo możemy? - zaczęły się przekrzykiwać jedna przez drugą.
-No nie wiem, ale w sumie są wakacje to niech wam będzie.
-To chodźcie idziemy do samochodu, pomożecie mi wszystko zabrać. - uśmiechnęłam się i wzięłam kluczyki do samochodu.
Lepszej rodziny wymarzyć sobie nie mogłam.
---------------------------------
Ten rozdział dedykuję osobie, która napisała mi najmilszy komentarz jaki kiedykolwiek w życiu przeczytałam. Na prawdę dziękuję, oby takich osób było więcej!


Zapraszam na mój

kissonme

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 13


-A te łóżeczko Ci się podoba? - spytał smętnie Louis.
-No nie wiem. Nie mogę się zdecydować. - cały czas wybrzydzałam.
-Nie no ja tu nie wytrzymam. Bierzemy to. - powiedział już wkurzony.
-Oj boże, jak Ci się coś nie podoba, to trzeba było ze mną  na zakupy nie jechać. Sam z resztą to zaproponowałeś. - powiedziałam zirytowana i pokierowałam się w stronę drzwi.
-Co Ty robisz? Wracaj! Ems, przepraszam. - podbiegł i stanął przede mną. Starałam się iść, ale Louie cały czas tamował mi drogę. -Chodź, kupimy to co Ty będziesz chciała i możemy być tu nawet do wieczora.
Przekonał mnie. Wróciliśmy do wybierania łóżeczka. W końcu zdecydowałam się na jeden z modeli i kupiliśmy jeszcze zieloną pościel. Potem jeszcze jakieś meble i w końcu ubranka. Do domu wróciliśmy zmęczeni. Wszystkie meble miały być do końca tygodnia w naszym mieszkaniu.
-Kocham Cię. - powiedziałam i przytuliłam się do mojego narzeczonego.
-Ja Ciebie też. - pocałował mnie w czoło.
"Pogadaliśmy" jeszcze z naszym dzieckiem i poszliśmy spać.
***
Pobudka o 8 rano nigdy nie jest zła. Byłam wręcz wściekła na Louisa, że mnie tak wcześnie obudził. Ale w sumie mogłam pojechać do mojego mieszkania, bo musiałam wziąć kilka moich rzeczy i musiałam tam posprzątać i zrobić zdjęcia, bo chcę sprzedać to lokum. Musiałam tylko pożyczyć samochód od Louisa, bo mój był w warsztacie.
Gdy byłam już gotowa podeszłam do mojego chłopaka, który akurat golił się w łazience. Przytuliłam go od tyłu i dałam buziaka w szyję.
-Kochanie. - zrobiłam słodkie oczy. -Pożyczysz mi samochód?
-Ty chyba oszalałaś. Jesteś w ciąży. Nie powinnaś prowadzić.
-Oj daj spokój. Przecież już prowadziłam. Daj mi te kluczki. - zmieniłam ton na głośniejszy.
-Zamów sobie taksówkę. Albo sam Cię zawiozę. Poczekaj na mnie jakąś godzinę to pojedziemy.
-Nie Louis, bo ja teraz chcę wyjść, bo potem się umówiłam na mieście z Kimberlly. I nie będę się tułała taksówką z moimi rzeczami, a potem nie będę brała ich do kawiarni i tak w kółko.
-Nie dam Ci mojego samochodu. - powiedział spokojnie.
-Ale dlaczego?! - wkurzyłam się, bo jak on brał mój to było dobrze. Między innymi dlatego mój wóz stał w warsztacie!
-Bo jesteś w ciąży.
-Nie prawda. Nie chcesz mi go dać, bo tak Ci jest wygodniej! Możesz jechać z Harrym, ale nie. Ty musisz pokazać, że jesteś Louis Tomlinson i przyjechać swoim samochodem! Ale wybacz ja go biorę. Trzeba było nie zepsuć mojego! - zdenerwowałam się i to okropnie.
-Uspokój się.
-Odwal się. - warknęłam i wyszłam z łazienki. Na odchodnym rzuciłam jeszcze:
-Będziesz coś chciał.
Poszłam do naszej sypialni i wzięłam potrzebne dokumenty oraz kluczki do samochodu. Nie wiem dlaczego od razu tego nie zrobiłam tylko wdałam się w bezsensowną dyskusję z tym osłem.
Spod domu ruszyłam z piskiem opon. Słyszałam jak mój telefon dzwoni, ale nigdy nie odbieram jak prowadzę.
***
Weszłam do mojego mieszkania. Było tu tak cicho, tak spokojnie. Pozabierałam resztę swoich rzeczy i popakowałam je do kartonowych pudeł. Zaczęłam robić zdjęcia, aby wystawić je w internecie. Louis cały czas dzwonił. Postanowiłam odebrać.
-Dojechałaś szczęśliwie? - spytał.
-No tak, nic mi nie jest.
-A gdzie teraz jesteś?
-W mieszkaniu. Właśnie robię zdjęcia, a potem jadę do centrum, aby spotkać się z Kim.
-Co będziecie robić?
-Nie wiem, a po za tym jak Ty gdzieś wychodzisz to nie pytam się co będziesz robił.
-Nie denerwuj się. - powiedział, ale czułam, że jest zły na mnie za ten samochód. -A i dzwonili z warsztatu. Można dzisiaj odebrać Twój samochód. - słowo "Twój" bardzo mocno zaakceptował.
-No Ty po niego pojedź. Ja jestem Twoim samochodem. Kończę, pa. - powiedziałam i się rozłączyłam.