niedziela, 30 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 61


-Kupiłeś jakieś ciuszki dla małego? – spytałam Louisa, kiedy przyjechał po nas do szpitala.
-No oczywiście, że tak. Wczoraj Danielle mnie zabrała na zakupy, mówię Ci ile tego jest. – przewrócił oczami.
-Dobra, pielęgniarka zaraz przyjdzie z małym. Ja wezmę torbę, a Ty go położysz w foteliku. A gdzie Leah? – spytałam.
-Została z Twoimi rodzicami. Przylecieli jakieś dwie godziny temu. – odpowiedział.
-Przytulisz mnie? – wyskoczyłam z tym pytaniem jak Filip z Konopi.
-Jasne. – zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Czułam się bezpieczna i kochana. Wtulił się w moją głowę i zaśmiał się.
-Co? – spytałam.
-Nic. Ładnie pachniesz. – odpowiedział.
-Dobra koniec tych przytulańców, czas się zbierać do domu. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Po chwili pielęgniarka przyniosła małego Tomlinsona, tak jak ustaliliśmy z Lou, on włożył go to fotelika, a ja wzięłam torbę. Wyszliśmy ze szpitala i oczywiście było mnóstwo paparazzi, dobrze, że na dole czekała na nas ochrona, jednak mój Louis potrafi pomyśleć.
-Boże, co to było? – powiedziałam, gdy siedzieliśmy już w samochodzie. Ja z tyłu z Matthew, a Lou za kierownicą.
-Nie wiedziałem, że będzie ich tutaj aż tyle. Dobra jedziemy do domu. – zakomunikował Louis i starał wyjechać się z parkingu, ale było to mało realne, ponieważ paparazzi okrążyło nasz samochód.
-Boże co oni robią!? Przecież mieli ich odgonić! – wkurzył się Lou.
-Cicho bądź! – warknęłam, bo Matt się obudził i zaczął płakać.
Louis się wkurzył jeszcze bardziej i wyszedł z samochodu. Starał się opanować, ale nie mógł. Darł się żeby odeszli, bo dziecko przez nich płacze i że chcemy spokojnie jechać do domu. Potem wkroczyła szpitalna ochrona i mogliśmy spokojnie jechać do domu. Chociaż czy ja wiem, że spokojnie? Nie mogłam uspokoić syna, co było prawdziwą udręką, naprawdę.
-Może jest głodny? – spytał Lou.
-Nie, próbowałam go nakarmić, nie chce. Po prostu się zdenerwował. – powiedziałam i kołysałam małego. Przyłożyłam swoją głowę delikatnie to jego czoła. Pocałowałam i szepnęłam kilka słów. Od razu jego płacz zaczął ucichać.
-Jesteś cudotwórczynią. – zaśmiał się.
-Chyba będziemy mieli nieprzespane noce. On potrafi dać czadu. Już przeżyłam to w szpitalu. Leah była bardziej spokojna.
-Może nie będzie aż tak źle. – stwierdził Lou i nim się obejrzałam, parkowaliśmy na naszym podjeździe.
Paparazzi stali za bramą wjazdową, ponieważ nasza ochrona ich nie przepuściła. Decyzja o tym, aby kilka osiłków pilnowała naszego domu była chyba tylko ze względu na nowego członka rodziny.
Weszliśmy do środka i oczywiście byli wszyscy i witali nas w domu. Leah przybiegła i od razu się do mnie przytuliła.
-Mamuś, strasznie się stęskniłam za Tobą!
-Ja za Tobą też. – pocałowałam ją w jej brązowe włosy.
Poszliśmy do salony, w między czasie przywitałam się z moimi rodzicami, którzy jak zobaczyli nowego wnuka jak zwykle popłakali się ze szczęścia.
-Jak się czujesz? – spytała Danielle.
-W porządku, ale jestem zmęczona. W nocy budzi się po kilka razy, bo jest głodny.
-Czyli będziecie mieć ciężko. – podsumował Harry i zaśmiał się.
-Ciekawe jak Ty będziesz miał dziecko, czy będzie grzeczne czy taki rozdartek po tatusiu. – rzuciłam w niego poduszką.
-Ja rozdartek? – oburzył się, a wszyscy wybuchli śmiechem. No nie wszyscy, bo Matt zaczął płakać.
-Synu proszę Cię. – powiedziałam i zaczęłam go kołysać.
-Daj, uśpię go, a Ty sobie odpoczniesz. – powiedziała mama.
-Dzięki. – odpowiedziałam. Czułam się jakbym była chora. –Przeproszę Was, ale muszę się położyć, jestem zmęczona.
-Jasne. – odpowiedzieli. Poszłam do naszej sypialni i zasnęłam w mgnieniu oka.
Nie wiem po jakim czasie się obudziłam, ale miałam straszne dreszcze i chyba dopadła mnie gorączka.
Wstałam z łóżka, chcąc iść do kuchni po termometr, ale upadłam na podłogę. Chciałam wstać, ale zobaczyłam na naszej białej wykładzinie czerwone kropki, których było coraz więcej. Dotknęłam nosa i poczułam, że leci mi z niego krew.
-Louis! – krzyknęłam, ale nikt nie przychodził. – Lou! – i nadal nic.
Ostatkami sił wstałam i otworzyłam drzwi. Wszyscy byli jeszcze w salonie. Zeszłam po schodach, trzymając się poręczy.
-Louis, coś się dzieje. – powiedziałam.
-Co? – obrócił się i zobaczył, ze jestem cała we krwi.
-Boże, co Ci się stało? – spytał i podbiegł do mnie.
-Nie wiem, ale okropnie się czuję, jakbym miała grypę.
-Jedziemy do szpitala. – zakomunikował mój mąż.
-Nie dojdę do samochodu. – osunęłam się na schody.
-Mamo ubierz Matthew, on też może być chory, skoro z Ems dzieje się coś złego. Harry, weź podjedź moim samochodem pod same drzwi. Dan zostań w domu z rodzicami i Leah, a reszta niech robi coś innego, nie wiem. – wydawał rozkazy roztrzęsiony Louis. – Harry, kluczyki są na stole w kuchni. – powiedział i zaczął mnie podnosić. – Nie martw się wszystko będzie dobrze.
Nic się nie odezwałam. Zamknęłam oczy, byłam okropnie zmęczona.
-Nie zasypiaj! – potrząsnął mną.
-Ale ja jestem taka ospała. – powiedziałam.
-Nie możesz zasnąć. Mów.
-Ale co? – resztkami sił zaśmiałam się.
-Cokolwiek. Gdzie pojedziemy na następne wakacje? Co ugotujesz na wigilię? – wiecznie gadał.
-Nie mam siły. – powiedziałam i zasnęłam.
***
Obudziłam się w jakieś sali. Byłam podłączona do jakieś aparatury. Nikogo nie było, tylko pielęgniarka.
Gdy zobaczyła, że się wybudziłam, od razu pobiegła po lekarzy.
-Jak się Pani nazywa? – spytał jeden z nich.
-Emilia Tomlinson. – odpowiedziałam.
-Co się stało ostatniego w pani życiu? – spytał drugi.
-Urodziłam syna, Matthew, potem byłam w domu i chyba na schodach zasnęłam. – odpowiedziałam po raz kolejny. – Ale dlaczego tu jestem?
-Jest Pani zakażona sepsą, ale wychodzi na to, że leki zaczynają działać. – powiedział.
-Ile ja już tu leżę? – spytałam.
-Osiem dni. – odpowiedział.
-Czyli dziś jest drugi dzień świąt?
-Tak. – odpowiedziała pielęgniarka.
-A gdzie mój mąż?
-Siedzi na korytarzu, tutaj nie można wchodzić innym osobom. – odpowiedziała lekarka, która coś robiła przy mojej kroplówce.
-Proszę, tylko na chwilę. – poprosiłam.
-Pięć minut. – lekarze wyszli, a do sali wszedł Louis.
-Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś!! – krzyknął i złapał moją rękę i od razu ją pocałował.
-Co z Mattem? – spytałam.
-Jest zdrowy i siedzi w domu z dziadkami i Leah.
-Zepsułam nam święta. – posmutniałam.
-Nieprawda. To były pierwsze święta bez Ciebie, ale daliśmy radę. Twoje prezenty czekają pod choinką, aż wrócisz do domu.. – uśmiechnął się.
-Pamiętaj, bez względu na wszystko kocham Cię i gdyby mi się coś stało to …. – nie dokończyłam, bo Louis mi przerwał.
-Nic Ci się nie stanie. Wybudziłaś się i to znaczy, że już jest coraz lepiej. – powiedział i pogłaskał mnie po policzku.
-Ale gdyby, to proszę Cię zaopiekuj się naszymi dziećmi i powiedz, że bardzo je kocham.
-Nic Ci się nie stanie. – powtórzył po raz drugi.
-Kocham Cię. – mój uścisk jego ręki rozluźniał się, a ja powoli odpływałam. 

czwartek, 20 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 60


16 grudzień


-Louis. – obudziłam go w środku nocy.
-Co? – spytał zaspany.
-Wody mi odeszły. – powiedziałam.
-Co? – mówił zdezorientowany.
-Rodzę! – krzyknęłam.
-Żartujesz, prawda? – zapalił lampkę nocną.
-Nie denerwuj mnie tylko dzwoń po Danielle, ktoś musi się zająć małą. A Ty się ubieraj. Pospiesz się.
-Boże. – jęknął i wstał z łóżka.
-Dobra ubieraj się, ja zadzwonię do Dan. – byłam bardziej opanowana niż on.
-Danielle? – spytałam.
-Co? – kolejna zaspana.
-Przepraszam, Że Cię budzę, ale mogłabyś do nas przyjechać? Jedziemy do szpitala, bo rodzę. – powiedziałam.
-Jezus Maria! Ja za piętnaście minut będę. Oddychaj.
-Okej, okej. – odpowiedziałam i się rozłączyłam. – Dan zaraz będzie, a Ty żyjesz? – spytałam Lou.
-Tak. – wszedł uśmiechnięty, ale strach go zjadał.
-Za chwilę zostaniesz ojcem po raz drugi. – odparłam. – Pomóż mi wstać, muszę się przebrać, bo jestem cała mokra.
Wyciągnął mi z szafy jakąś koszulę nocną i majtki. Założyłam jakieś skarpety i schodziłam na dół.
-Jak się czujesz? – spytał.
-Trochę mnie boli, ale dam radę. – odpowiedziałam i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. -Idź otwórz, ja nie dojdę szybko.
Był już na twarzy cały biały, ciekawe jak będzie na sali, zaśmiałam się w duchu.
-Jak się czujesz? – krzyknęła Dan, gdy zobaczyła jak schodzę po schodach.
-Nie drzyj się, Leah śpi. Dobrze, ale pomóżcie mi, nie dojdę sama do samochodu. – poprosiłam o pomoc.
-Jasne. – odpowiedzieli obydwoje.
-Lou weź torbę Ems, i idź do samochodu ja jej pomogę. – władzę wzięła przyjaciółka. Na szczęście.
Z jej pomocą udało mi się usiąść w samochodzie.
-Trzymam kciuki, dajcie znać jak w końcu przyjdzie na świat Lucy. – pożegnała się z nami Dan, a my odjechaliśmy.
-Szczęśliwy, że na świat przychodzi druga córka? – zaśmiałam się.
-Tak, a Ty? – spytał.
-Oczywiście. – powiedział i jechał ostrożnie do szpitala.
USG wykazało, że to będzie dziewczynka. Cieszyłam się, ale w sumie fajnie by było mieć synka.
-Ała. – krzyknęłam i złapałam się za brzuch.
-Jeszcze chwila i będziemy na miejscu. – powiedział Lou i przyspieszył.
Po chwili znaleźliśmy się w szpitalu. Była 3:53 nad ranem.
Zabrali mnie na porodówkę, Louis był cały czas przy mnie.
-Pierwsze dziecko? – spytała położna.
-Nie, drugie. – uśmiechnęłam się.
-A wiecie jakiej płci?
-Dziewczynka, już druga. – odpowiedział dumnie mój mąż.
-Gratuluję. – zaśmiała się i wyszła.
***
-Ile jeszcze? – spytałam, gdy już ból był nie do zniesienia.
-Masz dziewięć centymetrów rozwarcia, myślę, że zaraz będziesz przeć. Już dzwonimy po lekarza.
Spojrzałam na zegar była już 10 rano.
-Louis ja nie dam rady. – złapałam go za rękę.
-Dasz kochanie. – pocałował mnie.
Od kilku miesięcy nie było między nami najlepiej, ale teraz to się nie liczyło.
-Złap mnie za rękę. – powiedziałam.
-Już cicho. – przytulił mnie, a ja zaczęłam płakać.
-Pani Emilio, zaraz będzie po wszystkim. – do sali wszedł lekarz.
Usiadł, kazał rozszerzyć mi nogi i przeć. Louis trzymał mnie za rękę i wspierał.
-Ostatni raz i zobaczy Pani swoją córkę. – powiedział.
Z całych sił zaczęłam przeć.
-O Jezu. – powiedział lekarz.
-Co się dzieje?! – spytałam przerażona.
-Macie państwo syna. – powiedział zdziwiony i nagle usłyszeliśmy głośny płacz.
-Przecina Pan pępowinę? – spytała pielęgniarka.
-Tak. – powiedział Lou i wziął do ręki nożyczki.
Ja byłam szczęśliwa, że już po wszystkim.
-Proszę. – lekarz podał mi małego na ręce.
-Mój synek. – szepnęłam i mocno go przytuliłam.
-Jak to możliwe? – spytał Louis.- Przecież to miała być Lucy.
-Pomyliłem się, aczkolwiek gratuluję. – podał już czystą rękę lekarz mojemu mężowi, a ten pękał z dumy. Zawsze chciał mieć syna.
Pielęgniarka wzięła go ode mnie, aby go wymyć. W tym czasie mnie zaszyli, a ja kipiałam szczęściem.
-Mamy syna. – pocałował mnie Louis.
-Wiem. – uśmiechnęłam się i mocno ścisnęłam jego rękę. – Jak damy mu na imię? – spytałam.
-Nie myśl teraz o tym. Śpij, jesteś zmęczona. – pocałował mnie w czoło.
-Masz rację. – zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy snów.
-Ktoś jest głodny. – obudził mnie Lou. Zobaczyłam, że ma na rękach naszego syna, a obok stała pielęgniarka.
-Tak, już. – podciągnęłam się i wzięłam małego na ręce.
Zaczęłam go karmić, był strasznie głodny.
-Zabiorę go teraz, aby go przebrać i zaraz Wam przyniosę. – uśmiechnęła się i wyszła.
-Dzwoniłeś już do wszystkich? – spytałam.
-No, a myślisz, że nie? Niech cały świat wie, że mamy syna. Boże jestem taki szczęśliwy! – wydarł się Lou.
-Ciszej. – zaśmiałam się.
-Witajcie rodzice! – do sali wbiegli nas przyjaciele. No z nimi nie utrzymywałam jakiś specjalnych kontaktów, ale dziś to nie miało znaczenia. Wszyscy zaczęli ściskać Lou, nie byli pewnie co do mnie.
-No ja też chyba zasługuję na gratulacje, prawda? – zaśmiałam się. – To ja się męczyłam z porodem.
-Oczywiście. – pierwszy przytulił mnie Harry, a potem reszta, łącznie z Kimberlly.
-A gdzie Wasz potomek? – zaczęli się dopytywać.
-Pani go wzięła do przebrania. – uśmiechnęłam się, za to Louis wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Hazzą. Nie wiedziałam o co chodzi, ale wolałam nie dociekać.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka z naszym synkiem, który był owinięty w rożek.
-Proszę. – podała mi małego, a ja wyciągnęłam go z rożka i zobaczyłam, ze na szyi ma białą wstążeczkę i z pierścionkiem, a na ubranku jest napisane:
„Czy wybaczysz mojemu Tatusiowi i ponownie za niego wyjdziesz?” -Louis! – popłakałam się ze szczęścia. – Oczywiście, że tak. – schylił się i pocałowałam go. – Kocham Cię. – szepnęłam.
-Ja Ciebie też.
-Nam też wybaczysz? – spytał Liam.
-A co mam powiedzieć? Jesteście zawsze, gdy Was potrzebuję i kocham Was. – powiedziałam i znowu łzy szczęścia poleciały mi po policzkach.
-Nie rycz, tylko zastanów się jak dacie na imię waszemu synkowi. – powiedziała Kim.
-Dobre pytanie. – powiedziałam.
-Wiesz, bo ja myślałem, żeby go nazwać Matthew. Co o tym sądzisz? – spytał Louis.
-Matthew Tomlinson. Ślicznie brzmi. – uśmiechnęłam się. – Witaj na świecie Matt. – pocałowałam małego w nosek. Otworzył oczy. Były takie zielone jak moje.
-Mamuś! – usłyszałam głos mojej córki.
-Leah. – uśmiechnęłam się.
-Gdzie Lucy? – spytała.
-Masz braciszka. Matthew. – powiedział Louis.
-Jak to? Pan doktor powiedział, że to będzie siostrzyczka. – odpowiedziała.
-Pomylił się. – uśmiechnęłam się. – Zobacz. – pokazałam jej małego.
-Mogę go dotknąć? – spytała.
-Jak umyjesz rączki to tak. – powiedziałam.
Leah z zapałałem myła ręce, w między czasie pogratulowała nam Danielle i siedzieliśmy wszyscy w dziesiątkę.
-Już mam czyste, mogę? – spytała.
-Pewnie. – uśmiechnęłam się. Zrobiłam jej miejsce na łóżku i usiadła obok. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana.
-Jeeej, jaki on delikatny, a jaki fajny. – powiedziała. – Kocham Cię. – przyłożyła swoją główkę delikatnie do jego policzka, a ja uśmiechnęłam się. Miałam wspaniałą rodzinę, przyjaciół i chyba już bardziej szczęśliwszym niż ja być nie można.
-----------------------------
No to kolejny rozdział, przepraszam, że tak rzadko, ale nie mam czasu na nic.
Chciałbym Wam życzyć wesołych świąt, wszystkiego co najlepsze. Żeby Wasze marzenia się spełniły, żebyście mieli mało sprawdzianów i kartkówek i czego sobie jeszcze tam chcecie.
Nowy rozdział może wrzucę po świętach, ale nie wiem, bo wyjeżdżam teraz na kilka dni do rodziny w góry.
Chciałabym Wam podziękować za wsparcie, komentarze, bo dzięki Wam naprawdę daleko zaszłam. Mam nadzieję, że to się szybko nie skończy.
Dziękuję szczególnie unromanticgirl, która zawsze komentuje moje wypociny i wspiera mnie całym sercem. Jesteś kochana!
Jeszcze raz Wesołych Świąt!

kissonme

xx

czwartek, 6 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 59

-Powinnam się wyprowadzić na jakiś czas. - oznajmiłam Louisowi, gdy tylko położyłam Leah spać. Mała była zmęczona po powrotnym locie od dziadków.
-Ems.. - odpowiedział Lou.
-Ja wiem, obiecałam, że się nie rozwiedziemy, ale potrzebuję trochę czasu, muszę odpocząć od Ciebie. Zrozum, to niszczy mnie od środka. - spuściłam głowę w dół.
-A co powiesz Leah? - wiedział, gdzie jest mój czuły punkt.
-Nie martw się, jakoś jej to wytłumaczę. Uwierz mi, ja Cię kocham całym sercem, ale nie mogę. Po prostu ta nienawiść jest silniejsza ode mnie. To jest okropne...
-Zrozum, kocham tylko Ciebie. - klęknął i złapał mnie za ręce. - Ja wiem, że Ty się mnie brzydzisz, ale ja Cię kocham i uwierz mi jesteś najważniejsza. Nie chcę żebyś mnie zostawiła. Co ja zrobię w tym wielkim domu sam?
-Okej. Masz rację, nie powinno się uciekać od problemów. Może zgłosimy się na jakąś terapię małżeńską? - zaproponowałam.
-Chcesz tego? - popatrzył mi w oczy.
-No nie, ale co mamy do stracenia? - spojrzałam na niego badawczo.
-Jeżeli to mam nam pomóc... - powiedział. - Wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko.
-Wiem. - pierwszy raz od jakiegoś czasu uśmiechnęłam się szczerze do niego i pocałowałam w usta. - Chodź, idziemy spać. - powiedziałam i oboje pokierowaliśmy się do sypialni.
***
-A wiec jaki macie problem? - spytała, na oko czterdziestoletnia kobieta i popatrzyła na nas zza dużych okularów.
-Mąż mnie zdradził. - odpowiedziałam niepewnie.
-Opowiedzcie mi od początku Wasze życie odkąd się poznaliście.
Louis zaczął mówić jak to na mnie wpadł, mówił o szczęśliwych chwilach naszego życia, przyznam, że uśmiechałam się przy tym, bo fajnie było tak powspominać.
-Dlaczego zdradziłeś żonę? - terapeutka zadała pytanie, które zawsze mnie gryzło. Zadałam je Louisowi, ale nigdy nie byłam pewna czy odpowiedział szczerze.
-Chciałem czegoś nowego, nie wiem co mnie podkusiło. Chyba to, że za szybko zostałem ojcem. Nie wiem. - odparł, a mi łzy spływały po policzkach.
-Dlaczego płaczesz? - zwróciła się do mnie kobieta.
-Po prostu... - jąkałam się. - Nie mogę tego znieść. Jemu się nudziło, za szybko został ojcem, a co ja mam powiedzieć? Ja też musiałam zrezygnować z wielu rzeczy. Skończyłam studia, ale co z tego skoro nie mogę pracować, bo jestem kolejny raz w ciąży, a po za tym ktoś musi się opiekować Leah. Chciałam zwiedzać świat, a nie mam jak. Chciałam poznawać nowe kultury, wyjechać w tropiki. Chciałam być w przelotnych związkach, nie chciałam mieć ani męża ani dzieci. I co z tego? Wyszło całkiem inaczej niż bym, chciała. - zakończyłam monolog. - Przepraszam, ale nie mogę. - wstałam i wyszłam. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.

wtorek, 27 listopada 2012

THANKS ! ♥

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ,  ALE OCZYWIŚCIE NIE OBRAZIŁABYM SIĘ, GDYBY BYŁO WIĘCEJ KOMENTARZY!
KOCHAM WAS

kissonme

xx

środa, 21 listopada 2012

ROZDZIAŁ 58

-Hej Macy, jesteś zajęta? - zadzwoniłam do koleżanki ze studiów.
-Cześć, właściwie nie. A co proponujesz? - zaśmiała się.
-Nie wiem, może wspólny obiad?
-Jasne, gdzie? - zgodziła się od razu.
-Hmm.. w Bradstix? - spytałam.
-Okej. Za godzinę widzimy się na miejscu, do zobaczenia. - odpowiedziała rozradowana koleżanka.
-Pa. - rozłączyłam się i zaczęłam się zbierać. Nici z mojego dnia lenia. Nie chciałam być w domu, bo czułam się nieco niezręcznie.
Poszłam do łazienki ogarnąć włosy, zrobiłam delikatny makijaż, a potem ubrałam się w rurki i białą bluzkę. Na to cukierkowy sweter, bo mimo że był lipiec, było chłodno. Założyłam swoje wysokie szpilki i byłam gotowa do wyjścia. Miałam dwadzieścia minut, aby dotrzeć na miejsce.
-Wychodzę. - powiedziałam do Louisa.
-Gdzie? - spytał.
-Umówiłam się z Macy na obiad. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - powiedziałam oschle.
-Możesz z nami pogadać? - głos zabrała Kim.
-To szybko, bo spieszę się. - usiadłam na fotelu, na przeciwko nich.
-Przestań zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka i żyj dalej. To, że Louis Cię zdradził to nie koniec świata, żyje się dalej. - powiedziała przyjaciółka, chociaż nie wiem czy chcę się z nią dalej przyjaźnić.
-O proszę, jakaś Ty odważna. No brawo, brawo. - zadrwiłam. - A jak Ty byś się czuła, gdyby Zayn Cię zdradzał, każdy o tym wie, tylko nie Ty. No słucham? - popatrzyłam ze złością w jej oczy. Nie wiedziała co powiedzieć  z resztą jak każdy.
-Tak myślałam, jeżeli to wszystko to już wyjdę. - wstałam, ale oczywiście ktoś musiał mnie znowu zatrzymać.
-Nie złość się na nich, to ja zawiniłem. - powiedział Louis.
-O proszę jak szlachetnie. - roześmiałam się. - Weźcie się już nie pogrążajcie, bo to co robicie jest żałosne. Koniec naszej przyjaźni, chociaż tak naprawdę nie wiem czy się przyjaźniliśmy. Przyjaciele nie postępują tak jak wy. - zmierzyłam ich pogardliwie. - Tak wiem, jestem suką, ale wybaczcie, taka moja natura. Miłego dnia i jak to mówi Paris Hilton, do zobaczenia nigdy. - wyszłam z domu z uśmiechem na twarzy, lecz w środku nie czułam się tak dobrze. Brakowało mi krzyków Harrego, że Louis go zdradza, Nialla, który wiecznie był głodny, Liama, który zawsze służył mi pomocą, Zayna, który mimo pozorów, był kochanym przyjacielem, gdy miałam zły dzień to na nim mogłam wyładować swoją złość lub wypłakać się. Kim poznałam jak tu przyjechałam, nie sądziłam, że połączy nas taka więź. Louis mój wymarzony mąż, którego na samym początku nienawidziłam. Nie chciałam przekreślić jednym incydentem tylu wspaniałych lat, ale chyba było za późno..

poniedziałek, 19 listopada 2012

ROZDZIAŁ 57


-Zostaniesz przez jakieś kilka dni z dziadkami, okej? - powiedziałam do Leah.
-A czemu mnie zostawiasz? - przytuliła się do mnie córka.
-Muszę porozmawiać z tatą. - pogłaskałam ją po jej jasnobrązowych włosach.
-Ale nie rozwiedziecie się? - spytała.
-Nie, oczywiście, że nie, kochanie. - ucałowałam ją.
-Nie długo po Ciebie przyjedziemy razem z Tatą. - uśmiechnęłam się.
-Naprawdę? - mała bardziej mnie przytuliła.
-Tak. - uśmiechnęłam się. - A teraz muszę już jechać z dziadkiem na lotnisko.
Ciężko mi było zostawić Leah, ale czułam, że jeżeli tego nie zrobię, nigdy nie porozmawiam z Lou. Gdy mała jest w domu, zajmuję się nią i coraz bardziej złoszczę się na Louisa. Chcę w końcu wszystko wyjaśnić i jako tako rozmawiać z nim.
***
W Londynie jak zwykle było mnóstwo osób, jeszcze nie mogłam znaleźć swojej walizki. W końcu dotarłam do domu, oczywiście Lou wiedział o moim powrocie i przyjechał po mnie. Mimo że prosiłam go o to, aby wrócił w trasę, nie zrobił tego. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. W domu każde z nas poszło do innych pokoi. Nie wiem dlaczego, nie umiałam zacząć rozmowy. Stanęłam przed lustrem w naszej sypialni i lekko podniosłam koszulkę, odsłaniając brzuch. Przejechałam dłonią po skórze, ciąża była coraz bardziej widoczna, a rozwiązanie zbliżało się wielkimi krokami. Nie wiem jak to będzie... Dlaczego wszystko jest takie trudne?
Położyłam się do łóżka, ciężko mi było spać. Zamknęłam oczy i udawałam, że śnię. Nagle poczułam Louisa, który położył się obok mnie. Zrobił coś, czego bym się nie spodziewała. Położył rękę na moim brzuchu i zaczął mówić:
-Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham. Żałuję bardzo tego, co zrobiłem. Tobie, dzieciakom. To zabawne, że mówię już do Ciebie od tylu nocy, a Ty nadal o tym nie wiesz. Śpij dobrze, kocham Cię. - pocałował mnie w policzek i obrócił się do mnie plecami. Zrobiłam coś czego bym się nie spodziewała. Obróciłam się do niego i mocno go przytuliłam. Tak spaliśmy już do rana..
***
Wstałam później niż zwykle. Zeszłam do kuchni, Louis siedział z kawą i czytał gazetę.
-Słyszałam co mówiłeś wczoraj do mnie. - powiedziałam cicho i usiadłam na przeciwko niego.
On nic nie powiedział tylko złapał moją dłoń. Zabrałam ją.
-Ja naprawdę Cię kocham, ale minie sporo czasu zanim Ci wybaczę. Chciałam zostawić Leah, żeby nie czuła się winna, dlaczego mamy taki stosunek do Ciebie, chciałam z Tobą porozmawiać  ale teraz widzę, że jest jeszcze ciężej niż sądziłam. Louis jak tak nie umiem. Jeżeli to się nie zmieni chyba...
-Nie kończ. - przerwał mi. - Wiem co chcesz powiedzieć i nie pozwolę na to. - wstał i wyszedł z kuchni.
Zrobiłam sobie śniadanie i poszłam do salonu oglądać telewizję. Postanowiłam, że będę miała dziś dzień lenia. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chętnie zwlekłam się z kanapy i poszłam otworzyć. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam chłopaków i Kimberlly.
-Cześć Ems! - chcieli mnie przytulic, ale się odsunęłam.
-Co tu robicie? - wpuściłam ich do środka.
-Mamy dwa dni wolnego, postanowiliśmy Was odwiedzić. - odpowiedział Harry.
-Louis do Ciebie! - krzyknęłam i pokierowałam się do kuchni i wyciągnęłam z lodówki lody, ogórki kiszone, bitą śmietanę i chipsy.
Kim była smutna, ale nie umiałam jej wybaczyć, że nawet ona, bojowa i zawsze szczera, zataiła przede mną fakt, że Louis mnie zdradza.
-Cześć! - uśmiechnął się mój mąż i przywitał się z przyjaciółmi. Wycofałam się na górę.
-Nie zostaniesz z nami? - spytał Zayn.
-Nie koniecznie. - odburknęłam i pokierowałam się na górę. Byłam zła, że tu przyjechali. Włączyłam sobie jakiś film i jadłam te kaloryczne rzeczy. Musiałam się jakoś odstresować.

sobota, 10 listopada 2012

ROZDZIAŁ 56


Moi rodzice byli wniebowzięci, że przyleciałam z Leah. Tak rzadko się widujemy, a oni tak bardzo kochają i mnie i wnuczkę.
-Pięknie wyglądasz. - powiedziała moja mama. Każdego dnia bardzo mi jej brakowało.
Z lotniska pojechaliśmy od razu do domu.
-A czemu Louis z wami nie przyleciał? - spytał mój Tata.
-Jest w trasie. - odpowiedziałam
-Ile tym razem? - spytała mama.
-Trzy miesiące. - uśmiechnęłam się blado.
-Leah, weź dziadka i naucz go grać może w jakieś gry, co?  Ja tu porozmawiam z mamą. - powiedziała babcia do Leah.
-Dobra dziadek, chodź idziemy. - powiedziała hardo córka i już ich nie było. Mimo że mieszkaliśmy w Anglii, pięknie mówiła po polsku. Musiałam ją w końcu nauczyć.
-Mów teraz co się dzieje. - mama usiadła na przeciwko mnie i popatrzyła mi w oczy. Przed nią nic nie dało się ukryć.
-Louis mnie zdradził. - wyszeptałam cicho. Było mi tak wstyd. Czułam się okropnie z tą myślą, że nie mogłam zaspokoić własnego męża.
-Jak to? Nie, to nie możliwe.. - powiedziała.
-Mamo, sama go przyłapałam. Leah do mnie zadzwoniła z trasy, że tata się dziwnie przytula z ciocią Anną. Poleciałam do nich i ich nakryłam.
-A jego przyjaciele? Nie widzieli nic? - patrzyła na mnie zdziwionymi oczami.
-Wiedzieli o wszystkim, ale mieli nadzieję, że on to zakończy zanim się dowiem. Mam do nich żal i nie odzywamy się do siebie, to znaczy ja z nimi nie rozmawiam. - po moim policzku spłynęły łzy niczym grochy.
-Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Louis to taki dobry chłopak. - wstała i podeszła do okna.
-Mamo, tylko nie mów nic tacie, proszę. - przytuliłam się do niej od tyłu.
-Dobrze dziecko, dobrze. - słyszałam, że jej głos się łamie.
-Nie płacz.
-Jak mam nie płakać, jak moje jedyne dziecko tak cierpi. - złapała moją twarz w swoje delikatne ręce.
-Dam radę.
-Rozwiedziecie się? - wiedziałam, że moja rodzicielka o to zapyta.
-Nie. Nie chcę, aby dzieci wychowywały się w rozbitej rodzinie. - spuściłam głowę w dół.
-No masz rację, skarbie. - pogłaskała mnie. - Ale zaraz, dzieci? - zrobiła wielkie oczy.
-Z tego wszystkiego nie powiedziałam Ci. Jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się.
-Który to miesiąc? - spytała.
-Prawie czwarty.
-Skarbie, tak bardzo się cieszę. - uściskała mnie mocno, a po chwili głaskała mnie bo brzuchu. - No widać  że taki okrąglejszy. - zaśmiała się.
-No, już nie dopinam się w niektóre spodnie. - dobry humor zaczął mi powracać.
Rozmawiałam z mamą do późnej nocy. W międzyczasie przyszedł Tata z Leah i dopytywał się o ciążę, bo moja latorośl mu powiedziała, a on nie chciał uwierzyć  Oczywiście, gdy to potwierdziłam nie obeszło się bez gratulacji. Może jakoś przeboleję tę zdradę i uda nam się z Louisem stworzyć fajną rodzinę? Sama nie wiem..
-------------------
Tak jak już powiedziałam, nie mam czasu dodawać więcej rozdziałów, a tym bardziej codziennie. Jestem w pierwszej klasie liceum i mam dużo nauki, więc jak Wam się nie podoba to nie czytajcie mojego bloga. I tyle. Bo nauka i rodzina są dla mnie najważniejsze. Dziś pożegnałam się z Tatą, więc jak dojdę do siebie to postaram się coś jeszcze wrzucić. Na razie jestem w cholernym dołku psychicznym. Wybaczcie.

kissonme

xx

DRODZY CZYTELNICY

Wiem, że nie piszę często, ale ja naprawdę nie mam jak. Ktoś napisał, żebym się nie usprawiedliwiała Tatą i wiem, że moja reakcja jest naganna, ale taka jestem. Jeżeli nie potraficie zrozumieć  że mam trudną sytuację rodzinną to trudno. Nie będę pisała w ogóle. Zadecydujcie Wy..

kissonme

xx

sobota, 3 listopada 2012

ROZDZIAŁ 55


Leah była w przedszkolu, a ja siedziałam w domu z Louisem. Unikałam go jak ognia. Gdyby nie było dzieci rozwiodłabym się z nim, ale nie chcę być wyrodną matką. Zrozumiałam to, gdy miało dojść do naszego rozwodu. Nie chcę tego, kocham go, ale czuję taką barierę, przez którą nie mogę się przebić. To okropne.
Stałam w łazience i podciągnęłam koszulkę. Mój brzuch już nie był płaski, ale też nie był jakoś specjalnie wielki, przecież to dopiero połowa drugiego miesiąca. Pogłaskałam go i patrzyłam przez chwilę w lustro. Nagle spojrzałam na mój lewy nadgarstek  Był cały od blizn. Pamiętam jak kiedyś Leah zapytała co to jest. Powiedziałam, że poparzyłam się kiedyś przy doświadczeniu chemicznym, lecz gdy będzie starsza pewnie będę musiała powiedzieć jej prawdę.
Zajrzałam do dolnej szafki i wygrzebałam coś z mojej kosmetyczki. Jak mi tego brakowało. Obejrzałam ją z jednej i z drugiej strony. Była taka błyszcząca, taka czysta. Przyłożyłam ją do ręki. Wahałam się, ale tylko przez chwilę. Przejechałam po nadgarstku pierwszy, drugi, piąty raz. Odzyskałam ulgę, której tak bardzo mi brakowało. Krew spływała po moich palcach.
-Co Ty robisz? - z "zajęcia" wyrwał mnie głos Louisa.
-Nic. - powiedziałam szybko i wyszłam z łazienki.
-Ems, tu jest krew, co Ci się stało? - zaczął krzyczeć po całym domu.
-Nic, to z zęba. - skłamałam.
-Nie kłam. Emilly! - krzyczał, a ja starałam się gdzieś ukryć, bo co miałam zrobić.
-Zostaw mnie. - warknęłam, gdy staliśmy na przeciwko siebie.
-Pokaż mi lewą rękę. - powiedział spokojnie.
-Po co?
-Jeżeli nie masz nic do ukrycia to mi ją pokaż.
-Nie będę Ci nic pokazywać. - byłam cholernie pyskata.
Podszedł do mnie i jednym zwinnym ruchem zobaczył moją rękę. Nie pocięłam się głęboko. Nie chciałam się zabić. Chciałam po prostu poczuć ból, który przynosi mi ulgę.
-Przepraszam Cię. - jego głos się załamał.
-Co Ty do mnie mówisz? - zdziwiłam się.
-Gdyby nie ja nie powróciłabyś do tego. Ems opamiętaj się, masz w sobie nasze dziecko.
-Teraz Ci się dziecko przypomniało? A gdzie byłeś jak pieprzyłeś się z Anną?! No pytam się gdzie?! - zaczęłam uderzać w jego klatkę piersiową pięściami.
-Uspokój się. - trzymał mi ręce, bolało na lewej.
-Nie! Nienawidzę Cię! - zaczęły mi spływać łzy. - Rozumiesz, nienawidzę Cię, zniszczyłeś mi życie, jesteś ohydnym kłamcą, wszyscy nimi jesteście. - zaczęłam dosłownie wyć. Nienawidziłam tego.
-Spokojnie. - Louis mówił do mnie jak do małego dziecka i trzymał mnie mocno w swoich ramionach. Nie miałam siły dłużej z nim walczyć i po raz pierwszy od tego okropnego dnia dałam mu się przytulic  Wypłakałam się, zrobiło mi się lepiej.
-Już? - popatrzył mi głęboko w oczy.
-Tak. - zaciągnęłam nosem.
-Nie rób tego więcej, proszę.
-Nie zrobię. - wiedziałam, że mu na mnie zależy. - Ale tylko ze względu na dzieci.
-Rozumiem. - spuścił głowę, a ja wyswobodziłam się z jego ramion.
-Wiesz co? Możesz wrócić w trasę, ja pojadę z Leah do Polski.
-Po co? Przecież masz tu wszystko.
-Bo chcę od Ciebie odpocząć. - odparłam i poszłam do pokoju.
Zaczęłam pakować walizki, chciałam wyjść z tego domu i już nigdy tam nie wracać.
-Już chcesz lecieć?
-Zaraz nam zabukuję bilety. Najpóźniej za dwa dni wylecimy. - powiedziałam.
-Pamiętaj, że Cię kocham i nigdy nie przestanę. - szepnął, a mi się cholernie ciepło zrobiło na sercu, ale jednocześnie zabolało. Zawsze tak mówiliśmy, gdy jedno z nas było obrażone na drugiego. Dlaczego w moim życiu wszystko musi się sypać?
----------------
Pytacie kiedy rozdziały, a ja naprawdę nie jestem jasnowidzem i nie wiem kiedy je napiszę. Ponadto nie mam nawet czasu, każdą wolną chwilę spędzam teraz z Tatą, który przyjechał zaledwie na tydzień, a nie widziałam go ponad pół roku i zobaczę go prawdopodobnie za rok, więc wybaczcie, ale rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Poza tym, mam cholernie dużo nauki, zaległości jakie mi się nazbierały podczas pobytu w szpitalu i bieżące.
Przepraszam.

kissonme

xx

piątek, 26 października 2012

ROZDZIAŁ 54


-Skarbie, a co Ty na to żebyśmy razem pojechały do dziadków? - spytałam córki przy śniadaniu.
-Same, bez Taty? - zrobiła wielkie oczy.
-Same. - uśmiechnęłam się. - Tata jest zajęty, ma dużo pracy. - powiedziałam,a Louis spuścił głowę.
-Tato nie będziesz zły? - Leah odeszła od stołu i wgramoliła się na kolana Lou.
-Jasne, że nie. Ja mógłbym gniewać się na moją księżniczkę? - ucałował ją w nosek.
-Tato. - powiedziało nasze dziecko.
-Co? - uśmiechnął się mój mąż.
-A Ty i ciocia Anna na poważnie się przytulaliście? Tak jak Ty z mamą? - spytała, a ja zakrztusiłam się kawą.
-Nie kochanie. - odpowiedział.
-Tato po prostu pocieszał ciocię, bo była smutna. - odpowiedziałam za niego.
-Właśnie. - potwierdził.
Wstałam od stołu i zaczęłam sprzątać brudne talerze.
-Chodź Leah, bo spóźnimy się do przedszkola.
-Już. - pobiegła do przedpokoju się ubrać.
-Dziękuję. - powiedział Lou w kuchni.
-Nie ma za co. - ominęłam go.
-Proszę Cię nie bądź aż tak oschła. - złapał mnie za nadgarstek.
-Daj mi spokój. - wyrwałam się i poszłam do córki.
-Gotowa? - spytałam.
-Taak! - krzyknęła radośnie. Zarzuciłam na siebie płaszcz, ubrałam baleriny i wyszłam z Leah.
Po około dwóch godzinach umówiłam się z Danielle na mieście. Miałyśmy zjeść razem lunch i pogadać , bo wcześniej nie było na to czasu. O moim pobycie w szpitalu dowiedziała się od chłopaków, potem rozmawiałyśmy przez telefon, ale przecież to nie to samo. Musiałam się do niej dostosować, bo ona pracowała, ja siedziałam w domu.
-Jak ja dawno Cię nie widziałam! - mocno się przytuliłyśmy. - Opowiadaj. - powiedziała, gdy siedziałyśmy już przy frytkach i coli. Tak niezbyt zdrowy posiłek, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić.
-Co? Nie rozwiodę się z Lou, nie teraz, gdy mamy Leah i kolejne dziecko w drodze. - pogłaskałam się po brzuchu. -Oczywiście nie jest tak jak dawniej, jestem dla niego oschła, choć on bardzo się stara. Nawet nie śpimy razem, on zajmuje sypialnie, ja jestem z Leah. Oczywiście mała pytała dlaczego tak jest, ale po prostu powiedziałam, że jej łózko jest wygodniejsze i dzidziuś śpi spokojniej.
-Biedna Ty. Nie wiem co mam Ci powiedzieć  - pogłaskała mnie po ręce  - No zachował się jak świnia, ale powiem Ci jedno. Kiedyś Twoje dzieci odwdzięczą Ci się za to, że wychowały się w pełnej rodzinie. Jesteś wspaniałą kobietą, pamiętaj o tym. - ścisnęła mnie za rękę.
Łza spłynęła mi po policzku.
-Wiesz co jest najlepsze? Że mam taką wspaniałą przyjaciółkę jak Ty i tylko na Ciebie mogę liczyć.
-Nie przesadzaj. Masz chłopców, Kim. - uśmiechnęła się.
-Nie mam z nimi już dobrych relacji. Mam ich gdzieś, tak się przyjaciele nie zachowują. Nie powiedzieli mi nawet tego, że ona z nimi leci. Nie spodziewałam się tego po Kimberlly.
-Posłuchaj oni chcieli dobrze. Mi by też było ciężko powiedzieć Tobie, że Twój facet Cię zdradza. - powiedziała Danielle.
-Proszę Cię nie broń ich, to nic nie da. - zdenerwowałam się. - Moje życie znowu wywróciło się do góry nogami. Mam powoli tego dość.
-Tak i za sześc miesięcy znowu się to stanie. - zaśmiała się.
-Ale to będzie dobra zmiana. Nie mogę się już doczekać. - zatarłam ręce podekscytowana.
-Ja też! - zawtórowała mi.
I to są właśnie nazywa prawdziwa przyjaciółka, nigdy Cię nie zawiedzie i zawsze będzie wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz.

poniedziałek, 22 października 2012

ROZDZIAŁ 53


kilka dni później

Razem z Leah i Louisem wróciłam do domu. Lou przeprosił fanów, że nie może dalej uczestniczyć w trasie, ale jest to spowodowane strachem o mnie z powodu ostatniego incydentu. Uwierzyli  mu, lecz ja wolałabym, gdyby został i dał mi trochę świętego spokoju. Oczywiście nie mogłam tego zrobić córce, więc nie zaprotestowałam.
W domu była ciężka atmosfera. Wieczorem, gdy Leah już zasnęła, siedziałam w salonie i tępo patrzyłam się w okno.
-Porozmawiaj ze mną. - usłyszałam cicho za sobą.
-O czym? - moje pytanie było banalne.
-W szpitalu powiedziałaś, że się ze mną nie rozwiedziesz, ale to było tylko tak przy Leah. Jeżeli będziesz chciała, dam Ci rozwód. Całą winę wezmę na siebie. - spuścił wzrok.
Spojrzałam na niego. Mimo tego co zrobił, kochałam go. Cholernie się na nim zawiodłam, ale nie mogłam przekreślić pięciu lat naszego związku.
-Obiecałam naszej córce, że będziemy razem to słowa dotrzymam. Nie będzie żadnego rozwodu, ale będziesz musiał się bardzo postarać o to, aby odzyskać moje zaufanie. Nie wiem czy kiedykolwiek to Ci się uda.
-Rozumiem, ale posłuchaj Ems. - klęknął przy mnie i złapał za dłonie. - To był jeden jedyny raz, chciałem spróbować czegoś nowego, wiem, że źle zrobiłem, teraz to rozumiem. Byłem głupi, gdy Harry tłumaczył mi żebym z tym skończył, a ja nadal robiłem swoje.
-Pamiętasz jak byłeś wściekły, gdy zobaczyłeś ten fotomontaż ze mną?
-Jaki? - zdziwił się.
-Ja i jakiś facet, wtedy jak byłam w ciąży, pamiętasz?
-Ah tak, ten. Pamiętam. - powiedział skruszony.
-Jak się wtedy czułeś? - spytałam.
-Jakie to ma teraz znaczenie ....
-Ma, odpowiedz. - naciskałam.
-Okropnie się czułem z myślą, że dotykał Cię jakiś inny facet, że w ogóle mógł to robić  - popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczyma.
-Już wiesz co ja czuję. Nie mogę znieść myśli, że jakaś inna kobieta Cię dotykała, że Ty ją pieściłeś, że się kochaliście. To mnie okropnie boli, ale wytrzymam ten ból dla naszych dzieci. Nie chcę, aby wychowywały się w rozbitej rodzinie.
-Nie wybaczę sobie tego, gdy będziesz nieszczęśliwa. - posmutniał.
-Za późno. - puściłam jego ręce. - Ale widok uśmiechniętej Leah wynagrodzi mi to. My za to musimy grac kochających się rodziców.
-Ja nie chcę niczego udawać. Kocham Cię. - złapał mnie za barki i chciał mnie przytulic, lecz odsunęłam się.
-Louis, nawet nie wiesz jak bardzo ja Cię kocham. - łza spłynęła mi po policzku. - Ale to mnie bardzo boli, zraniłeś mnie. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam..
-Niczym, to ja jestem idiotą. - on też płakał. - Pozwól mi to naprawić.
-Próbuj, może z czasem Ci się uda. - wstałam i pokierowałam się do sypialni naszej córki. Spała spokojnie. Usiadłam na jej łóżku i pogłaskałam ją po twarzy. Przebudziła się.
-Mamuś, dlaczego płaczesz? - powiedziała zaspanym głosem.
-Ze szczęścia. Że mam taką cudowną córkę, którą kocham najbardziej na świecie. - uśmiechnęłam się.
-Ja Ciebie też bardzo kocham. - powiedziała i wtuliła się w moje uda.
-Mogę spać z Tobą? - spytałam.
-Możesz, a tata nie będzie zły?
-Myślę, że się nie pogniewa.
Leah posunęła się, przytuliłam ją mocno i zasnęłam razem z moją córką. Była całym moim światem, który dzięki niej przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz miał się pojawić drugi brzdąc, który tak samo zawładnie moim życiem, jak córka. I pomyśleć  że kiedyś nie wyobrażałam sobie, że będzie na świecie ktoś taki, kto będzie mówił do mnie to jedno, magiczne słowo "Mamuś".
---------------
Rozdział dedykuję @DariaDoruch. Dziękuję za wsparcie :)

kissonme

xx

niedziela, 21 października 2012

ROZDZIAŁ 52


-Emilly! - krzyknął Louis. - Emilly! - potrząsał mną.
-Dzwonię po karetkę. - powiedział roztrzęsiony Harry.
-Kretynko co Ty zrobiłaś?! - spojrzał na nią z pogardą Lou. - Jeżeli coś jej i mojemu dziecku się stanie zabiję Cię! - wrzasnął.
-Louis! - zaczęłam płakać.
-Kochanie spokojnie. Oddychaj, zaraz będzie karetka. - przytulił mnie.
-Idź się ubierz, ja z nią posiedzę. - powiedział do niego oschle Harry.
Nie wiedziałam co się dzieje. Liczyło się dla mnie teraz moje nienarodzone dziecko, które przez tą wariatkę mogłam stracić.
Anna zmyła się bardzo szybko z pokoju, po chwili przyszedł Liam. Nie wiedziałam skąd on się tu wziął.
-Idź do Leah, ona jest w moim pokoju, ja jadę z nimi do szpitala. - powiedział Harry.
Liam był przerażony, ale posłusznie wykonał polecenie przyjaciela.
Po kilku minutach lekarze zabrali mnie na nosze. W szpitalu robili różne badania, próbowali zatrzymać krwotok. W pewnej chwili urwał mi się film.
***
Obudziłam się w jakieś sali. Była w większości pokryta zielenią. Rozglądnęłam się, nikogo nie było. Nagle wszedł lekarz.
-Pani Emilio udało nam się. - uśmiechnął się.
-Moje dziecko żyje? - spytałam.
-Tak. To nie było takie groźne jak się wydawało. Poleży Pani u nas kilka dni i jak wszystko będzie w normie wypuścimy Panią do domu.
-Będę mogła polecieć samolotem? - spytałam.
-Tak, ale na razie niech Pani odpoczywa. Zaraz przyjdą do Pani dwaj panowie. Jeden z nich to ojciec dziecka, a drugi to przyjaciel, tak mi mówili, mam nadzieję, że nie kłamali.
-Nie. - uśmiechnęłam się, lecz po chwili przypomniałam sobie co działo się poprzedniego wieczora.
-Żyjecie! - krzyknął Lou i przytulił się do mojego brzucha. Harry ścisnął mnie za rękę. Wyrwałam swoją dłoń, a Louisa odepchnęłam.
-Dajcie mi na razie spokój. - obróciłam głowę do okna.
-Emilly, to była chwila słabości, ja nie powinien, ja nie chciałem, wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza.
-Dajcie mi trochę czasu. - nie mogłam na nich spojrzeć, bo chciało mi się wyć.
-Przyjdę później z Leah, pytała o Ciebie. - powiedział cicho Lou i oboje wyszli. Gdy byłam już sama rozpłakałam się. Byłam tak cholernie zła, że Lou mnie zdradził, a Harry, ani nikt mi o tym nie powiedział. Rozrywało mnie od środka. Po kilku godzinach doszłam do wniosku, że teraz to ja i dzidziuś, który jest we mnie, jesteśmy najważniejsi.
***
-Mamuś! - usłyszałam radosny głos córki.
-Cześć słoneczko. - uśmiechnęłam się do niej i mocno przytuliłam.
Louis usiadł z boku na krześle.
-Bałam się o Ciebie. To dobrze, że już wszystko w porządku z Tobą i z moim braciszkiem no albo z siostrzyczką. - pogłaskała mnie po brzuchu.
-Nie masz się już o co martwic Aniołku. - poczochrałam jej włosy.
-Kocham Cię Mamuś. - przytuliła się do mojej piersi. Poczułam łzy w oczach. Byliśmy taką szczęśliwą rodziną, a przez ten incydent wszystko się posypało..
Leah usiadła na moim łóżku, nie dało się przed nią ukryć, że między mną a Louisem jest coś nie tak.
-Mamuś, przepraszam, że Cię tu ściągnęłam. - powiedziała.- To przeze mnie tutaj jesteś. Gdyby nie mój telefon, nie leżałabyś w szpitalu. - spuściła główkę i usta wykrzywiła w podkówkę.
-To nie jest Twoja wina! Nawet tak nie myśl. - przytuliłam ją mocniej do siebie.
-Ale teraz nie rozmawiasz z Tatą i pewnie się rozwiedziecie. - zaczęła płakać, a Lou spuścił głowę.
-Kochanie. Nie płacz. Nie rozwiedziemy się. - pogłaskałam ją po buzi.
-Obiecujesz? - jej oczy były w tym momencie gigantyczne.
-Obiecuję. - pocałowałam ją w nosek.
Louis się uśmiechnął, a ja czułam się zobowiązana, aby ratować moją rodzinę. Ale czy jest coś jeszcze do uratowania?

sobota, 20 października 2012

ROZDZIAŁ 51


trzy tygodnie później

-Mamuś. - usłyszałam szept mojej córki w słuchawce.
-Czemu szepczesz? - zaśmiałam się.
-Musisz tu szybko przyjechać. - powiedziało moje dziecko.
-Ale czemu? Tata się Tobą nie zajmuje? - spytałam zła.
-Nie, ale on dziwnie się zachowuje. - kontynuowała.
-To znaczy?
-Mamuś on się tak dziwnie przytula z ciocią Anną. - powiedziała.
-Co!? - krzyknęłam i wyplułam wodę, którą piłam.
-No raz widziałam jak się przytulali, Tato był bez koszulki i ciocia Anna też. - powiedziała jak na spowiedzi.
-Dziecko nic nie mów Tacie, ja tam nie długo będę. Zapytaj się cioci Kim w jakim hotelu i mieście jesteście okej? I zadzwoń mi zaraz. - powiedziałam przerażona.
-Dobra, pa. - rozłączyła się.
Poszłam do naszej garderoby i zaczęłam pakować byle jakie ciuchy do walizki. Po kilkunastu minutach córka poinformowała mnie, że są w Nowym Jorku, a hotel nazywa się Pacific Ocean. Zadzwoniłam na lotnisko, aby zarezerwować najbliższy lot do NY. Dosłownie błagałam panią przez słuchawkę, której w końcu udało mnie się wcisnąć na dzisiejszy lot. Był on już za dwie godziny. Zadzwoniłam do Leah i powiedziałam jej, że przyjadę do hotelu tak około 23.
Pojechałam taksówką na lotnisko, wszystko działo się błyskawicznie, byłam przerażona myślą, że moje małżeństwo może się skończyć.
Tak jak przypuszczałam przez opóźnienia i korki na miejscu byłam chwilę po 23. Zadzwoniłam do Harrego żeby zszedł na dół, bo recepcjonistka nie chciała mi uwierzyć, że jestem żoną Louisa, bo on już jest z jakąś kobietą. Myślałam, że mnie krew jasna zaleje, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-Ems co Ty tu robisz? - podszedł do mnie i przytulił.
-Harry musimy pogadać, ale nie tutaj, a ta kobieta nie chce mnie wpuścić. - odparłam zła.
-Ta Pani jest ze mną. - powiedział przyjaciel i zaprowadził do swojego pokoju.
Usiedliśmy przy stoliku, bo na łóżku spała Leah.
-Dlaczego ona jest z Tobą, a nie z Lou? - spytałam i łza spłynęła mi po policzku.
-Louis źle się czuł, zaproponowałem, że to ja dziś zaopiekuję się małą. - uciekał ode mnie wzrokiem.
-Proszę Cię nie okłamuj mnie chociaż Ty. - powiedziałam szeptem.
Wyszliśmy na taras.
-Więc powiesz mi prawdę? - popatrzyłam w jego zielone oczy. Mimo nocy, cały czas je widziałam.
-No co mam Ci powiedzieć  Że mój przyjaciel to kompletny idiota? Emilly ja naprawdę nie chciałem, żeby to tak wyszło, rozmawiałem z nim, ale bez skutku.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - byłam wściekła.
-Chciałem ratować wasze małżeństwo.
-Jesteś świnią. Jak mogłeś nie mówić mi o tak ważnej rzeczy?! Myślałeś, że się nie dowiem?! - krzyknęłam.
-Przepraszam. Uwierz mi, że robiłem to dla Twojego dobra. Dla dzieci również.
-Jakoś Ci nie wyszło, bo to Leah mi powiedziała, że tatuś z ciocią Anną dziwnie się przytulają i raz ich widziała w dwuznacznej sytuacji. - zakryłam twarz dłońmi.
-W jakiej!? - przytulił mnie Harry.
-Louis był bez koszulki i ona też. - zaczęłam płakać.
-Nie płacz, proszę Cię. On nie jest tego wart. - pocieszał mnie brunet, ale bez skutku.
W końcu wzięłam kilka wdechów i wydechów, przetarłam łzy i zapytałam Harrego, w którym pokoju jest Lou.
-Nie idź tam, nie warto. - chciał mnie przekonać.
-Który to pokój? - byłam twarda. Kierowała mną złość  Nie tylko na Lou i Annę, ale także na moich przyjaciół, którzy dobrze wiedzieli co tu się dzieje i nic mi nie powiedzieli .. To było przykre.
-3312. - podał mi liczby.
Pokój był na przeciwko, zapukałam, ale nikt mi nie otwierał.
-Spróbuj tym. - podał mi zapasową kartę. Nie wiedziałam skąd ją miał i szczerze mnie to nie obchodziło.
Gdy weszłam zobaczyłam coś, czego w życiu bym nie chciała zobaczyć. Anna ujeżdżała Louisa! To było okropne. Gdy mnie zobaczyli, on natychmiast ją z siebie zrzucił.
-Jak mogłeś? - powiedziałam z żalem. Nie miałam siły na niego krzyczeć  ale nie chciałam mu pokazać jak bardzo mnie to boli to co zrobił. Ona tylko stała i się śmiała. Miałam ochotę ją rozszarpać.
-Przepraszam. - wydukał.
-Przepraszasz? - prychnęła Anna. - Nie masz za co. Niech się dowie, że jesteśmy razem i już.
Nie wytrzymałam. Kierowała mną złość, adrenalina i nienawiść. Rzuciłam się na nią. Nie obchodziło mnie to, że była naga. Zaczęłam ciągnąc ją za włosy i wbijać paznokcie w skórę. Ona była jednak sprytniejsza, wiedziała gdzie jest mój czuły punkt. Kopnęła mnie w brzuch. Na chwilę zatrzymał się dla mnie czas. Na moich białych spodniach pojawiła się czerwona plamka ...

ROZDZIAŁ 50


dwa dni później

Żegnałam się z Leah i z Louisem u nas w domu. Wolałam nie jechać na lotnisko, bo wyłabym jak głupia. Jest mi smutno, że przez cztery tygodnie będę sama. Plus jest taki, że trochę od nich odpocznę. Gdy wyszli z domu zrobiło mi się smutno. Nie słyszałam krzyków Leah, Louisa, który szuka swoich szelek. Za cicho było w moim domu! Zadzwoniłam do Danielle, żeby do mnie przyjechała. Oczywiście zgodziła się od razu. Chciałabym, aby Kimberlly też była ze mną, ale ona razem z chłopakami pojechała w trasę. Po godzinie przyjechała moja przyjaciółka z lodami i bitą śmietaną.
-Ty wiesz czego mi potrzeba! - zaśmiałam się.
-No musisz dbać o dzidziusia. Po raz kolejny zostanę ciocią. - pogłaskała mnie po brzuchu, który już był bardziej odstający.
-Chodź do salonu. - pociągnęłam ją za rękę.
Usiadłyśmy na kanapie i jadłyśmy truskawkowe lody.
-Nie brakuje Ci tego, że nie jesteś już z Liamem? - spytałam.
-Trochę tak, bo przy nim czułam się inaczej niż zwykle. Wyjątkowo. Kocham Chrisa, ale czuję, że nasze życie staje się monotonią. Trochę mnie to boli, ale chyba taka jest kolej rzeczy.
-Ciekawe jak tam Liam i Anna. - zaśmiałam się gorzko.
-To Ty nic nie wiesz? - zrobiła wielkie oczy.
-Czego nie wiem? - spojrzałam na nią jak na obłąkaną.
-Po tej kolacji u Was, Liam się wściekł na nią, że tak Cię potraktowała i zerwał z nią.
-Co?! - aż krzyknęłam. - Nikt mi nie mówił, ja sama o nią nie pytałam. Zaszła mi za skórę.
-Ja Ci się nie dziwię. Ja zazwyczaj jestem spokojna, ale wtedy to nawet święty wyszedł by z siebie. - przytaknęła przyjaciółka.
-Myślałam, że ona będzie z nimi w trasie. - powiedziałam.
-No takie były plany, ale wyszło co wyszło. - odparła z pełną buzią Dan. - Dobra zmieńmy temat.
-Okej. Czuję, że Louis coś przede mną ukrywa.
-Ale co? - popatrzyła na mnie badawczo szatynka.
-Nie wiem. Zachowuje się dziwnie wobec mnie. Dwa dni temu miał być na próbie, gdy pojechałyśmy z Leah do studia okazało się, że nikogo tam nie ma, a miał być tam do wieczora. Zadzwoniłam do niego, nie odbierał, więc wybrałam numer Harrego. On też coś kręcił. Na początku tak jakby nie wiedział o próbie, a potem zaczął mówić, że wcześniej skończyli i że Lou jest u niego. Potem jak Louis wrócił do domu, gdy spytałam jak było u Harrego popatrzył na mnie dziwnie, a jak mu wyjaśniłam o co chodzi to powiedział, że było normalnie. Gdy go przytuliłam, poczułam damskie perfumy, ale wykręcił się, że Linette była z nimi. Nie wiem czy mam w to wierzyć czy nie.
-No trochę podejrzane, ale z drugiej strony, od pięciu lat Louis świata poza Tobą nie widzi. Nie raz to już udowadniał. - powiedziała Dan.
-No wiem, ale trochę mi to śmierdzi. - spuściłam głowę w dół.
-Przestań! Przecież Lou nie mógłby mieć romansu akurat teraz, gdy spodziewacie się dziecka! - krzyknęła.
-A jak to się zaczęło zanim powiedziałam mu o ciąży? Jego reakcja była dziwna. Najpierw spytał jak to możliwe, a nie powiedział, że się cieszy. Przecież on zawsze chciał mieć więcej niż jedno dziecko. Danielle ja popadam w paranoje. - złapałam się za głowę.
-Widzę właśnie. Powinnaś się uspokoić, zrelaksować.
-A jeżeli ona będzie z nimi podczas tej trasy? - spytałam.
-Ale kto?!
-No jego kochanka! - krzyknęłam.
-Puknij Ty się w łeb. Po pierwsze to byłoby dziwne nie tylko dla niej, ale także dla chłopaków, a po drugie nie brałby Leah, gdyby chciał bzykać się z jakąś panną. - Dan jak zwykle nie owijała w bawełnę.
-Może i masz rację ...
-Nie może tylko na pewno! - krzyknęła, a ja tylko się uśmiechnęłam.

oczami Louisa

-Stary mogę Cię na chwilę prosić  - Harry jak zwykle znalazł moment, aby przerwać mi rozmowę z Anną. Poszliśmy na tyły samolotu.
-Co? - spytałem wkurzony.
-Jak to co? Ile mam Cię jeszcze kryć?! - szarpnął mnie przyjaciel.
-O co Ci chodzi? - zdziwiłem się.
-Nie udawaj. - popatrzył mi z nienawiścią w oczy.
-No o co Ci chodzi?
-Może mi wytłumaczysz co robi była dziewczyna naszego przyjaciela w tym samolocie?! - nigdy nie widziałem go tak wkurzonego.
-Przyjaźnimy się. Chyba mam prawo zaprosić przyjaciółkę na trasę, co nie? - powiedziałem odważnie.
-Dobre sobie. Takie kity to wciskaj jej, nie mnie. Stary, co Ci odbiło? Masz żonę, córkę i kolejne dziecko w drodze.
-Nie planowałem ich. - powiedziałem oschle.
-Co Ty bredzisz? - zdziwił się.
-No tak. Leah jest przecież wpadką, kolejne dziecko też.
-Ty słyszysz sam siebie? - złapał mnie za barki. - Sam byłeś szczęśliwy, gdy urodziła się Leah, gdy teraz dowiedziałeś się o ciąży.
-No tak, ale chyba jestem za młody na to wszystko. - spuściłem głowę w dół.
-Ogarnij się! W takim razie po co brałeś Leah skoro Ci tak ciąży?
-Żeby bliżej zapoznała się z Anną. - powiedziałem.
-Błagam Cię nie popełnij jakiegoś głupstwa. Masz wspaniałą, piękną żonę, Anna nie jest tego warta. - widziałem, że chce przemówić mi do rozsądku, ale mnie to w ogóle nie przekonywało.
-Daj mi spokój. Będę robił ze swoim życiem to co mi się żywnie podoba. - chciałem odejść, ale Harry złapał mnie za rękę.
-Żebyś potem tego nie żałował. I pamiętaj, że już nigdy nie będę Cię krył przed Ems.
-Jasne. - puściłem jego dłoń i pokierowałem się w kierunku obiektu moich westchnień.
--------------------
No to mamy już rozdział 50. Nie mogę uwierzyć, że tak daleko już zaszłam. Pierwszy wpis na tym blogu był dnia: 20 marca 2012 o godzinie 21:31 czasu polskiego. Krótkie podsumowanie :)
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 7717
Liczba komentarzy od Was: 119
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Francji, Rosji, Niemczech oraz Stanach Zjednoczonych.
Może to nie jest dużo, bo jak patrzę na inne blogi wyświetlenia stron są o wiele, wiele wyższe, ale ja cieszę się z tego co mam.
Mam nadzieję, że będziecie komentować jeszcze chociaż trochę, bo na razie nie zamierzam zakańczać tego bloga. ;)
Ten rozdział dedykuję unromanticgirl, która co każdy rozdział mnie wspiera i daje motyw do kolejnego pisania. Mam nadzieję, że dalej tak będzie. Dziękuję :)

kissonme

xx

piątek, 19 października 2012

ROZDZIAŁ 49

-I gdzie jest to moje rodzeństwo? -  Leah spytała się lekarza.
-No tutaj. - wskazał głową na ekran.
-Ale ja tu nie widzę dziecka, tylko czarno-biały obraz. - zdziwiła się, a ja zaczęłam się śmiać.
-Bo to na razie jest jeszcze mała fasolka, ale za kilka miesięcy będziesz widziała tu dzidziusia. - wytłumaczył jej pan doktor.
-A to jest chłopiec czy dziewczynka? - Leah była bardzo ciekawska.
-Na razie to dziesiąty tydzień, dopiero w dwudziestym będę mógł to stwierdzić na sto procent.
-Czyli mam czekać dziesięć tygodni ?! - przejęła się mała.
-No na to wygląda. - wzruszył bezradnie ramionami lekarz.
-Czy wszystko w porządku? - spytałam.
-Tak, ciąża rozwija się prawidłowo. - zapewnił mnie.
-Chcecie Panie posłuchać jak bije serduszko tego maleństwa?
-Jasne! - powiedziałyśmy od razu.
Gdy to usłyszałam popłakałam się.
-Mamo czemu płaczesz? - pogłaskała mnie po policzku córka.
-Jak słyszałam bicie Twojego serduszka też płakałam, ale to ze szczęścia. - złapałam ją za rękę, a Leah gładziła mnie po moich brązowych włosach.
Wyszłyśmy z gabinetu, z płytą, na której nagrane jest bicie serca nowego członka rodziny Tomlinsonów oraz z kilkoma jego zdjęciami.
-Pojedziemy do taty, do studia? - spytała Leah, gdy już siedziałyśmy w samochodzie.
-Czemu nie? - odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie i ruszyłyśmy do Lou.
Weszłyśmy, ale nikogo już tam nie było. To dziwne, pomyślałam. Przecież jest dopiero 18, a miał wrócić wieczorem. Wykręciłam do niego numer, ale nie odbierał. Postanowiłam zadzwonić do Harrego.
-Cześć, słuchaj nie wiesz gdzie jest Louis? Mówił, że będziecie do wieczora w studiu, a was tu nie ma. - powiedziałam.
-Yy .. co? - spytał Loczek.
-No przecież mieliście dzisiaj próbę, prawda?
-Aaa! No tak, ale Lou jest ze mną. - czułam, że nie mówi mi prawdy.
-A możesz dać mi go do telefonu?
-Emilly, nie teraz proszę Cię, mówimy o męskich sprawach, a Lou gotuje coś na kolację. Obiecuję, że Ci go odstawię jeszcze dzisiaj. - powiedział przyjaciel.
-No dobra, ale proszę Cię, nie pijcie zbyt dużo, okej? - zaśmiałam się.
-Masz moje słowo. Na razie. - rozłączył się.
-No to co mała, wracamy do domu, Tata jest u wujka Harrego. - poczochrałam córkę, po jej kręconych włosach. Gdy się uśmiechała wyglądała identycznie jak Louis! Oni byli jak dwie krople wody. Co jak co, ale córka mi się udała.
Wróciłyśmy do domu, pograłyśmy trochę w chińczyka, potem wykąpałam Leah i zaczęłam zmywać talerze w kuchni. Czasami mnie to odprężało, bo na co dzień korzystałam ze zmywarki.
Około północy Lou przyszedł do domu. Zdziwiłam się, że nie był pijany.
-Hej skarbie. - pocałowałam go w usta. - Jak było u Harrego?
-U Harrego? - popatrzył na mnie dziwnie. Co raz mniej mi się to podobało.
-No tak.  Przyjechałyśmy z Leah do Was na próbę, ale was nie było to zadzwoniłam do niego i mówił, że jesteś z nim.
-No. - przytaknął. - Jak miało być u Hazzy? Normalnie. - powiedział bez entuzjazmu.
-Kiedy jedziecie na tą trasę?
-Za dwa dni. - powiedział Louis, wyciągnął szklankę i nalał sobie do niej wody.
-Czy Ty nie możesz mi powiedzieć wcześniej o takich rzeczach?! - wkurzyłam się. 
-Kochanie, nie denerwuj się. Przepraszam. - podszedł do mnie i mocno przytulił.
Zaciągnęłam się jego zapachem, jednak nie czułam jego perfum, tylko jakieś damskie.
-Pachniesz damskimi perfumami. - odsunęłam się i popatrzyłam na niego badawczo.
-Linette była z nami. Wiesz jak ona potrafi się wyperfumować. - zaśmiał się mój mąż. W sumie miał rację Li potrafiła wylec na siebie cały flakonik perfum.
-Jasne. - uśmiechnęłam się, ale nie byłam do końca przekonana czy mój Louis jest ze mną szczery ...

środa, 17 października 2012

MOJE DROGIE CZYTELNICZKI/ DRODZY CZYTELNICY !

Jak Wam przekazała @Karolajna_ byłam w szpitalu. Musiałam tam leżeć od czwartku po południu aż do wczoraj. Wyszłabym dopiero dziś, ale ja jestem w gorącej wodzie kąpana i zrobiłam awanturę Pani Ordynator (którą w tym momencie serdecznie pozdrawiam)  o to, że nie chce mnie wypisać, mimo tego że wszystkie wyniki mam w porządku, tylko kuleję. Może zbyt pochopnie zareagowałam  ale uwierzcie mi, że nie chciało mi się spędzać kolejnej nocy w szpitalu, bez telewizji a tym bardziej bez internetu, nawet nie mogłam mieć tam laptopa, żeby oglądać filmy! - to jest wręcz chore! Oczywiście mama jest na mnie zła, ale powoli jej przechodzi :) A co mi się stało? Biegłam w szkole na 900 metrów (wiem, dziwny dystans, w szpitalu taki rehabilitant cały czas przeżywał, dlaczego nie biegłyśmy na 1000 tylko na 900) Pod koniec zaczęło mi się kręcić w głowie, a jak stanęłam to zrobiło mi się czarno przed oczami. Potem jak już leżałam u Pani Pielęgniarki zaczęłam tracić czucie w rękach i w nogach. Zabrała mnie karetka, musieli mnie wynosić na noszach ze szkoły, bo nie umiałam nawet stać ... Wyobraźcie sobie jakie to musi być okropne, gdy widzisz swoje nogi, ale kompletnie ich nie czujesz ... Moja mama była ze mną, za co jestem jej ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie ona, nie wiem co bym zrobiła. W szpitalu w moim mieście nic mi nie zrobili, przewieźli mnie do innego, oddalonego o ok. 22 kilometry. Leżałam na sali sama aż do poniedziałku, potem przyszła jakaś dziewczyna, niby z nią rozmawiałam, ale było widać, że jest patologiczna. Oczywiście nic do takich ludzi nie mam, ale widziałam, że nie umiemy znaleźć wspólnego tematu. W piątek mama kupiła mi książkę, którą miałam sobie kupić już dawno, dawno temu. Miała 761 stron i przeczytałam ją w 4 dni. Czy czuję już ręce i nogi? W rękach odzyskałam czucie w czwartek wieczorem, tuż po podaniu kroplówki. Abym poczuła nogi, potrzebowałam więcej czasu. Dopiero w piątek po południu postawiłam pierwsze kroki, ale nie sama, tylko z pomocą pielęgniarki. Potem chodziłam już właśnie z którąś z pielęgniarek, nie musiałam jeździć na wózku. Uwierzcie mi, że to nie jest nic fajnego. W nocy, z piątku na sobotę, gdy szłam do toalety z jedną z pielęgniarek, ona zaproponowała mi, żebym spróbowała sama. Udało się! Byłam prze szczęśliwa  Oczywiście nie chodziłam normalnie, mój chód przypominał bardziej ruchy 70-latki, ale ważne, że chodziłam  W poniedziałek chodziłam w miarę normalnie, ale musiałam zostać, bo Pani Ordynator powiedziała, że muszę mieć jeszcze tomografię głowy, a badanie było dopiero wczoraj rano. Nic ono nie wykazało, oprócz tego, że jestem zdrowa. Chociaż nadal nikt nie wie co mi było i to mnie trochę martwi. Na razie chodzę już normalnie, boli mnie tylko prawe kolano i prawy palec u nogi. Mam nadzieję, że nie długo to minie i wszystko wróci do normy. 
Kiedy będą nowe rozdziały? Nie wiem kochani. Chcę, aby było to jak najszybciej, ale muszę się oszczędzać i praktycznie non stop leżę. No teraz jestem na kompie, mam nadzieję, że nie długo odzyskam laptopa, bo mama mi zabrała od niego kabel zasilający, ponieważ wtedy zrobiłam tę awanturę Pani Ordynator i jest na mnie o to zła, że narobiłam jej wstydu. Nie moja wina, że Pani Ordynator zamiast ze mną rozmawiać, wypchała mnie z gabinetu. No, ale mam nadzieję  ze dodam coś w przyszłym tygodniu :)

pozdrawiam,

Wasza kissonme

sobota, 13 października 2012

WITAJCIE KOCHANI

Piszę do was w imieniu Pauliny, która wszystkich strasznie przeprasza lecz nie mogła ostatnio dodać nowego wpisu gdyż aktualnie znajduję się w szpitalu. Nie martwcie się nasza kochana Paulina już wkrótce do nas wróci. Pozdrawiam xx

@Karolajna_

wtorek, 9 października 2012

ROZDZIAŁ 48


Przez kolejny tydzień chodziłam naburmuszona i fuczałam na wszystkich.
-Ja już dłużej tak nie mogę! - krzyknął w końcu Louis.
-O co Ci chodzi?! - wrzasnęłam.
-Wiecznie masz jakieś fochy. Anna wyraziła tylko swoje zdanie, każdy ma do niego prawo.
-Słucham?! - zrobiłam wielkie oczy. - Od kiedy obrażanie kogoś jest wyrażaniem własnego zdania? A może Ty też uważasz, że kobiety w ciąży to krowy? No proszę, czego ja się tutaj dowiaduję. - powiedziałam wściekła.
-Może ona tak sądzi, ja nie. Po prostu zapomnijmy już o tym. Nie chcę się z Tobą kłócić, okej? - popatrzył w moje oczy.
Bez słowa się do niego przytuliłam.
-Już okej? - spytał i głaskał mnie po plecach.
-Yhym. - szepnęłam i nadal tuliłam się do niego.
-Nareszcie mama jest w dobrym humorze. - usłyszałam za plecami naszą córkę.
-Chodź skarbie. - puściłam Louisa i kucnęłam by mocno uścisnąć Leah  Na niej też odbijał się mój zły humor. - Nie chciałam na Ciebie krzyczeć. Wybaczysz mi?
-Jasne. - zaśmiała się Leah i mocno mnie przytuliła  - Tato mi tłumaczył, że to przez hrosomy czy coś takiego. I, że te hrosomy to przez dzidziusia. - odpowiedziała.
-Hormony Skarbie. - zaśmiałam się i poczochrałam jej brązowe włosy. Moja córka była kopią Tomlinsona, więc teraz miałam nadzieję, że kolejne dziecko będzie podobne do mnie.
-Mam dziś wizytę u lekarza, jedziecie ze mną? - popatrzyłam na nich.
-Ja dziś nie mogę, mam próbę z chłopakami, ale weź Leah, we dwie będzie Wam raźniej. - powiedział Lou.
-Okej. To zbieraj się. - powiedziałam do córki.
Mała pobiegła do swojego pokoju, a ja zostałam z Lou w naszej sypialni.
-Muszę Ci o czymś powiedzieć. - zaczął.
-Znowu trasa? - znałam tę jego minę.
-Tak.
-Ile?
-Cztery miesiące.
-Okej. - wzruszyłam ramionami.
-Okej? - powtórzył po mnie z niedowierzaniem.
-A co mam powiedzieć? Wydrzeć się? Przecież to i tak nic nie da. Pojedziesz i jakoś damy sobie radę.
-Właśnie, bo to nie wszystko.
-A co jeszcze? - zaczęłam szukać w torebce kluczyków od samochodu.
-Chciałbym wziąć Leah.
-Co?! - krzyknęłam. - Nie, kategorycznie się nie zgadzam.
-Dlaczego? - zrobił minę niezadowolonego chłopca.
-Dość, że mam być bez Ciebie przez cztery miesiące to jeszcze bez Leah. Nie, Louis. - popatrzyłam na niego ze stoickim spokojem.
-Posłuchaj, zabiorę ją na miesiąc, obiecałem jej, że pokażę jak pracuję, więc nie utrudniaj mi tego, proszę Cię Ems. - złapał mnie za ramiona.
-A po miesiącu to mam ją odebrać tak? - spytałam.
-Mogłabyś wtedy przyjechać, na kilka dni. Wiem, że nie chcesz jechać z nami w trasę więc Ci tego nie proponuję.
To fakt, raz z nimi byłam i nigdy więcej tego nie chcę. Są zbyt nieodpowiedzialni.
-I właśnie dlatego nie puszczę Leah. - zastrzegłam.
-Wiesz, że potrafię być odpowiedzialny.
-Przy mnie, nie przy zespole. - skrzyżowałam ręce na piersi.  - Porozmawiamy o tym jak wrócę od lekarza.
-Emilly. Będę późno, a nie chcę tego odkładać. Obiecuję Ci, że jej nawet włos z głowy nie spadnie. - widać jak bardzo mu na tym zależało.
-Wstępnie się zgadzam, ale jak tylko usłyszę, że mała się skarży to przylatujecie oboje do domu! - pogroziłam palcem.
-Jesteś wspaniała! - pocałował mnie namiętnie.
-Fuuuj! - usłyszeliśmy zdegustowanie córki. - Mamo jedziemy już?
-Tak kochanie. Do wieczora. - posłałam mojemu mężowi buziaka i pokierowałam się z Leah do samochodu.
------------------
Komentujcie proszę! Bo jeżeli nie ma komentarzy tzn, że  nie mam po co pisać ....

kisssonme

xx

środa, 3 października 2012

ROZDZIAŁ 47


-Chłopaki dziś przyjdą z dziewczynami.  - powiedział Louis.
-A zaprosiłeś Danielle? - spytałam.
-Zapomniałem. Cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że oni już nie są z Liamem.
-Yh, zadzwonię do niej. - złapałam za telefon.
Wykręciłam numer i czekałam aż moja przyjaciółka odbierze.
-No hej, co tam? - usłyszałam jej uradowany głos.
-Cześć, słuchaj wpadłabyś dziś do nas na kolację? - spytałam.
-Jasne, o której?
-O szóstej, może być?
-Jasne, przyjdziemy z Chrisem. - powiedziała.
-Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się i zakończyłyśmy rozmowę.
Chris był jej nowym chłopakiem, którego bardzo lubiłam. Oboje z Liamem znaleźli sobie inne połówki. Tylko problem w tym, że nie za bardzo lubiłam Annę. Była za bardzo zarozumiała. Naprawdę nie wiem co widział w niej ten chłopak.
Zaczęłam gotować na kolację, zrobiłam kurczaka, jakieś sałatki, na deser przygotowałam krówkę.
Około piątej przebrałam się i umalowałam.
Pierwsi przyszli Zayn z Kimberlly. Po nich każdy po kolei przychodził. Harry był ze swoją dziewczyną Linette. Bardzo sympatyczna, ale tylko jako koleżanka, nikt więcej.
-A gdzie moja ulubienica? - zaśmiał się Loczek.
-Wuuuuujek Harrrrry! - krzyknęła Leah i biegła w ramiona naszego przyjaciela.
Harry z Liamem byli jej ulubieńcami, bo najbardziej ją rozpieszczali.
Gdy już wszyscy byli, Liam zapytał o czym chcieliśmy pogadać.
-To wy jeszcze nie wiecie?! - zrobiła wielkie oczy Leah. - Mamo, tato, ale wy jesteście. - pogardziła nas wzrokiem córka.
-O czym nie wiemy? - spytał Harry, który trzymał ja na kolanach.
-No będę miała braciszka, albo siostrzyczkę. - powiedziała mała, a my z Louisem zaczęliśmy się śmiać.
-To prawda? - spytała Danielle.
-Tak, jestem w drugim miesiącu ciąży. - potwierdziłam.
-Gratuluję. - powiedziała przyjaciółka i przytuliła mnie mocno. Każdy przytulał mnie, gratulował mi i Lou.
Gdy w końcu każdy usiadł zajęliśmy się kolacją.
-Nie boisz się rozstępów i tego, że będziesz gruba? - odezwała się Anna.
O mało co nie udławiłam się kurczakiem. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć na jej bezczelność.
-Ciąża nie szpeci, wręcz przeciwnie jest się piękniejszą. - powiedziałam w końcu.
-No, ale wiesz te rozstępy. Ja to bym się wstydziła pokazać na ulicy z moją koleżanką, która jest w ciąży i wygląda jak krowa.
Nie no zagotowałam się.
-Słuchaj jak Ci się coś nie podoba, to tam masz drzwi. - wybuchłam.
-Nie przejmuj się, to hormony ciążowe. - próbował załagodzić sytuację Louis.
-Żadne hormony. Więc żegnam. Chodź Leah, idziemy się wykąpać. - wstałam od stołu.
-Ale ja nie chcę. - zaczęła marudzić.
-Nie dyskutuj. - warknęłam i wzięłam ją za rękę. Poszłam z córką na górę, do łazienki wykąpałam ją i poszłam położyć ją do łóżka.
-Mamuś, ale ja nie chcę jeszcze spać. - znowu marudziła.
-Nie dyskutuj ze mną. Dobranoc. - pocałowałam ją w czółko i zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli jeszcze przy stole  Zeszłam bez słowa, zaczęłam sprzątać puste talerze ze stołu.
-My się będziemy już zbierać. - usłyszałam jak Liam z Anną wstają.
-Przepraszam. - usłyszałam za sobą. - Nie chciałem, aby to tak wyszło. - powiedział skruszony Liam.
-To nie przez Ciebie. - odwróciłam się i na chwilę skończyłam ze zmywaniem. - Nie gniewam się na Ciebie, ale nie chcę nigdy więcej widzieć Twojej dziewczyny. - powiedziałam kategorycznie.
-Jasne. - widziałam, że jest mu przykro.
-Do zobaczenia. - odparł i pocałował mnie w policzek.
Wróciłam do salonu, każdy zaczynał się zbierać, pożegnaliśmy się, a ja byłam wściekła, że moja kolacja była jedną, wielką porażką.

czwartek, 27 września 2012

DLACZEGO HEJTUJECIE ELEANOR CALDER?!

Dlaczego hejtujecie Eleanor? Może wiele z Was nie weźmie sobie do serca to co napiszę, ale muszę to zrobić, bo dosłownie krew mnie zalewa. 

1.Na gali KCA Eleanor szła przed siebie, ponieważ nie chce być szarą myszką, że też chce do czegoś 
dojść. A po co miała zwracać uwagę na papparazi? Żeby pozowac do zdjęć i żebyście znowu mówiły jaka to ona nie jest, że się lansuje? Louis potrzebuje dziewczyny, która jest pewna siebie, a Eleanor dokładnie taka jest.
2.Szła z Lou i podeszła fanka, on odmówił. Dobrze zrobił, bo był na RANDCE i nie chciał jej zostawić samej. Jak Wy byście się poczuły, będąc z którymś chłopakiem z 1D na randce i on by podszedł do fanek i pozował by sobie do zdjęć, a któraś z Was siedziałaby jak głupia i patrzyła na to? A to, że powiedział, że nie jest w pracy to JEGO SPRAWA. On ma swój rozum i to nie jest wina El, że tak odpowiedział. A Eleanor ma swoje życie i co ją w sumie obchodzą fanki 1D? Sama nazwa mówi FANKI ONE DIRECTION, A NIE ELEANOR CALDER, więc co jej do tego ?!
3. Sytuacja w MSC. Co ona miała robić? Stala z boku i tyle. Stara się żyć jak normalna dziewczyna. Fanki były JEGO NIE JEJ
4. Pieniądze dla Eleanor nie są ważne. To, że ON jej coś kupuje, nie znaczy, że jest z nim dla pieniędzy. El pracuje w sklepie i wykłada towar. Więc zastanówcie się czy gdyby była z nim dla kasy to czy by nadal tam pracowała !? -.-
5.Co do trendsa o Hannie i Lou, mogło jej się zrobić przykro, bo to jednak była dziewczyna jej chłopaka. Żadna z Was nie jest tego pewna w stu procentach, że zadzwoniła do Louisa i płakała. Nawet gdyby, to pokazała, że jest wrażliwa i to nie jest nic złego.
6. Funcluby są o niej, bo ją kochają. Jak Wy tego nie rozumiecie to już Wasza sprawa. Ja nie lubię Perrie i nie piszę o niej, że się lansuje, choć nie raz była taka sytuacja, ale nie ważne, nie chcę o tym mówić. Po prostu zachowuje to dla siebie, bo w porównaniu do Was jestem dojrzała. 
7. Danielle i Perrie dużo osiągnęły, ale zauważcie, że El jest ZWYKŁĄ dziewczyną i gdyby, któraś z Was, była dziewczyną któregoś z nich to było by Wam miło, gdyby mówili, że nic nie macie? Tak jak wszystkie Directionerki jesteście prostymi dziewczynami, nie osiągnęłyście nic, nie usłyszał o Was świat. 
8. NIE DZIWIĘ SIĘ Louisowi, że blokuje, czy coś w ten deseń, osoby, które są jego fanami, a jednocześnie hejtują Eleanor. Tak jak Wy bronicie całe One Direction, gdy ktoś inny nazywa ich cyt. pedałami czy rzuca w nich innymi obelgami, tak i on broni swojej ukochanej osoby. 
9. Ja sama kiedyś nie lubiłam Eleanor, ani Danielle, ale zrozumiałam, że nic mi nie zrobiły i jest je za co podziwiać. To w większości dzięki Mattie. Teraz jestem, no można powiedzieć, że fanką Eleanor. Chciałabym bardzo ją poznać, bo naprawdę jest wspaniałą osobą jak każda z Directionerek. 

Pisałam to do dziewczyny, która założyła bloga i obrażała na nim Eleanor. Trochę pozmieniałam, ale chcę Was uświadomić, że nie warto jest obrażać innych. Ci co nie lubią El, dobrze wiedzą o jakie sytuacje mi chodzi i nawet ich nie rozwijałam. Pewnie większość z Was jest szarymi myszkami, które nie są zauważane w szkole i hejtują innych w sieci, bo im zazdroszczą. To nie jest dobre. Życie nie polega na ukrywaniu się, trzeba się pokazać. Świat należy do odważnych. 
A i jeszcze jedno. Nawet jak zerwą ze sobą to będę ją kochać. Nawet gdy go zrani. BO KAŻDY JEST CZŁOWIEKIEM I KAŻDY POPEŁNIA BŁĘDY!
Eleanor Calder, you are amazing :) xx

Jeżeli są tutaj jakieś osoby, które nie lubią Eleanor to po prostu nie czytajcie dalej mojego opowiadania, bo ja chcę, aby czytały to PRAWDZIWE Directionerki. A prawdziwe Directionerki to takie, które akceptują wszystko w chłopkach. Ich styl, ich humorki, ich samych, a PRZEDE WSZYSTKIM ich wybory miłosne.
 
To z mojej strony na fb, na photoblogu też to zamieściłam, rozgłaszam to wszędzie, gdzie się da. Mam nadzieję, że chociaż cześć z Was mnie popiera.
 
 
kissonme
 
xx

ROZDZIAŁ 46


4 lata później

-Mamo, mamo! - Leah wbiegła do kuchni.
-Co myszko? - poczochrałam ją po jej ciemnych włosach.
-Pójdziemy dziś na plac zabaw? - spytała.
-Dziś pójdziemy gdzieś na lody, a potem możemy iśc na plac. - uśmiechnęłam się.
-Nie musisz pójść do pracy? Ani do szkoły? - dopytywała się.
-Pojedziesz razem ze mną i z tatą na zakończenie roku, a potem mamy cały dzień dla siebie. - pstryknęłam ją w nosek.
-Tata też z nami będzie? - zrobiła wielkie oczy. Fakt, ostatnio nie mieliśmy dla niej zbyt dużo czasu. Louis był wiecznie w trasach, a ja albo w pracy, albo na uczelni. Pracowałam w aptece, ale nie długo będę musiała zakończyć tę pracę ...
***
-Louis, zbieraj się! - krzyknęłam do męża.
-Już idę. - zbiegł ze schodów. - Moje dwie księżniczki gotowe. - wziął na ręce Leah i dał jej buziaka.
Wsiedliśmy do samochodu i jak zwykle śpiewaliśmy. Dotarliśmy na miejsce po pół godzinie, zaprowadziłam ich na aulę, a sama udałam się do mojej grupy, z którą studiowałam. Nie mogę uwierzyć  że to tak szybko minęło. Dopiero zaczynałam studia, teraz je kończyłam.
Uroczystość się zaczęła, a ja przysypiałam z nudów. Rektor wygłaszał swoją mowę, potem wchodziliśmy na scenę odbierać swoje dyplomy. Gdy była moja kolej, słyszałam Louisa i Leah. Bili mi brawa najgłośniej.
***
-To co idziemy teraz na lody. - zaśmiałam się i przytuliłam córkę do siebie, gdy już ich znalazłam po uroczystości.
-Tak, a potem na plac zabaw. - dodała.
-Jasne. - uśmiechnęłam się i dałam jej buzi. Wzięłam ją na ręcę i szliśmy tak do samochodu we trójkę.
-To gdzie chcecie jechać? - spytał Louis.
-Ty nas bierzesz, więc coś wymyśl. - zaśmiałam się.
-No właśnie tato. - przytaknęła Leah.
-Jak to ja? - zrobił zabawną minę.
-Normalnie. Powinien zabierać mnie i mamę gdzieś od czasu do czasu na lody. Boże tato, Ty nie jesteś w ogóle romantyczny. - pokręciła córka głową, a ja wybuchłam śmiechem.
-Ja nie jestem romantyczny?! - krzyknął. - Pokażę Wam dziś wieczorem, że jestem romantykiem numer jeden. Teraz jedziemy na lody. - odpalił samochód.
Dojechaliśmy do jakieś knajpki, gdzie serwowali desery lodowe. Zamówiłam największe. Louis zrobił pytającą minę, bo jeszcze nie dawno dbałam o linię. Teraz mi to nie było potrzebne.
Leah zajadała się czekoladowymi lodami, ja truskawkowymi, a Lou waniliowymi.
-Muszę Wam coś powiedzieć. - zaczęłam.
-Co się stało? - przeraził się mój mąż.
-Nic. - zaśmiałam się i zaczęłam grzebać w torebce. Wyciągnęłam kopertę i podałam Louisowi żeby otworzył.
-Co to jest? - dopytywała się Leah.
-Zobaczcie razem. - uśmiechnęłam się. Lou z drżącymi rękoma wyciągnął z koperty złożone na pół zdjęcie, otworzył je i łza spłynęła mu po policzku.
-Tato co to jest? - spojrzała na zdjęcie, które było nie wyraźnie.
-Leah to jest Twoja siostra albo brat. - powiedziałam.
-Który to miesiąc? - spytał Louis.
-Drugi. - mój mąż do mnie podszedł i pocałował.
-Jesteście obrzydliwi. - powiedziała nasza latorośl.
-Ale jak to? Mieliśmy jeszcze poczekać. - popatrzył na mnie Lou, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
-Normalnie, po prostu antykoncepcja zawiodła, nie cieszysz się?
-Jasne, że się cieszę! - krzyknął. - Od kiedy już wiesz? - spytał.
-Od tygodnia. - uśmiechnęłam się. - Czekałam na odpowiedni moment by wam powiedzieć.
-A kiedy będzie wiadomo czy to braciszek czy siostrzyczka? - do rozmowy wtrąciła się Leah.
-Skarbie dopiero za trzy miesiące, ale wtedy pójdziesz ze mną do lekarza i się dowiemy. - uśmiechnęłam się.
-Tata też z nami pójdzie? - spytała.
-Tak. - uśmiechnęłam się.
-A będziecie mnie dalej kochać  - zadała naprawdę dziwnie pytanie. Wstałam z krzesła, kucnęłam koło niej i złapałam za dwie rączki.
-Kochamy Cię i nikt tego nie zmieni. Nawet tak nie myśl, że kiedyś przestaniemy Cię kochać  - pocałowałam ją w nosek. Mała mocno mnie przytuliła, a od nas dołączył Lou.
-Koniec tego dobrego, idziemy zrzucić te lody na placu zabaw! - zaśmiałam się i razem z rodziną poszliśmy się bawić.
---------------
Oczywiście pojawienie się drugiego dziecka, nie świadczy o tym, że kończę opowiadanie :) Będzie się jeszcze duuuuuuuuuuuużo działo :)

kissonme

xx

czwartek, 20 września 2012

ROZDZIAŁ 45


-Mówiłam Ci, abyś uważał! - wydarłam się na Louisa.
-To nie moja wina, że ten kot wbiegł nam na drogę.
-Nie nam, tylko Tobie, bo Ty prowadziłeś. To zamiast drzeć się na mnie i prowadzić bezsensowne gadanie o dziecku trzeba było patrzeć jak jeździsz! - byłam na niego wściekła.
-Oj już przestań. Co teraz zrobimy? - spytał.
-Trzeba go pochować, no nie zostawisz tak rozjechanego kota. - powiedziałam.
-Ale gdzie? Nie mam przecież łopaty.
-To owiń go czymś, włóż do bagażnika i zrobimy mu pogrzeb w naszym ogródku.
-A nie lepiej gdzieś w parku?
-Nie, przejechałeś go, to będzie Ci codziennie przypominał, ze jesteś fatalnym kierowcą.
-Ale w co mam go owinąć?
-W bagażniku na pewno masz jakieś szmaty. - wsiadłam do samochodu i czekałam, aż Louis wreszcie zapakuje tego kota. Biedne małe stworzenie, nie było niczemu winne.
W końcu Louis usiadł na miejscu kierowcy i dalszą drogę jechaliśmy w ciszy. Zastanawiałam się nad tym co powiedział. Może miał rację, że Leah powinna mieć rodzeństwo? Może ja naprawdę jestem egoistką? Hmm.. Teraz, gdy jesteś z Lou, myślę, że mogłabym mieć jeszcze jedno dziecko z nim może nawet trójka mogłaby być. Ale dopiero za 6 lat.
Dojechaliśmy do domu chłopaków, zaczęłam pakować nasze ciuchy. Chłopcy o nic nie pytali, bo na pewno wiedzieli co się święci już od dłuższego czasu.
Gdy byliśmy już gotowi ucałowałam Harrego, Nialla, Zayna i Liama i zabraliśmy spod ich opieki Leah i pojechaliśmy do własnego już domu. Louis cały czas się nie odzywał.
-Chcę mieć z Tobą dzieci. Ale dopiero za 6 lat. Obiecuję, że potem możemy mieć ich jeszcze piątkę, ale wytrzymaj jeszcze trochę.
-Obiecujesz, że będziemy mieć więcej niż dwójkę? - widziałam, że mu się poprawił humor.
-Obiecuję.
-Tak więc spełni się jedno z moich marzeń. Będę trenował swoją własną drużynę piłkarską.
-Nie przesadzaj. - zaśmiałam się.
-Tak na poważnie to chciałbym jeszcze bliźniaki.
-A ja chcę, aby nasze kolejne dziecko było zdrowe. - uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po kolanie.
-Dziś wypróbujemy to nasze nowe łóżko, mówię Ci jest super. - poruszył śmiesznie brwiami.
-Nie wątpię. - obróciłam się do tyłu i spojrzałam na Leah.
-Patrz, zasnęła. - rozczuliłam się na jej widok.
-Nie mogę, bo nie chcę znowu wjechać  w kota. - odparł mój małżonek.
-Aha, to zrobię zdjęcie. - wyciągnęłam swój telefon i porobiłam kilka fotek naszej córce.
Dojechaliśmy na miejsce po półgodzinie, zanieśliśmy Leah do jej pokoju, a potem zaczęliśmy układać w garderobie ubrania.
-Jezu, kobieto ile Ty tego masz? - spytał Louis.
-Nie mniej niż Ty. - zaśmiałam się. -Ja to skończę, idź zakop tego kotka.
-Muszę? - zrobił minę zbitego psa.
-Tak! - pocałowałam go, a on poszedł.
Gdy wrócił, by bardzo smutny. Widziałam, że było mu żal, że zabił niewinne stworzenie.
Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Potem oplotłam swoje ręce wokół jego szyi i spytałam:
-To co idziemy wypróbować to nasze łóżko?
-Jasne. - podskoczył z radości, wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni. Ach te noce z Tomlinsonem ... Z moim Tomlinsonem oczywiście.

środa, 19 września 2012

ROZDZIAŁ 44


Weszłam do naszego nowego domu i zamarłam z zachwytu. Było tu tak przytulnie, kolory były żywe, czerwień z beżem w kuchni była najlepszym połączeniem.
-Kiedy się wprowadzamy? - spytałam Louisa i usiadłam na nowej kanapie.
-Możemy nawet dziś. - zaśmiał się. - Chodź pokażę Ci pokój Leah. - pociągnął mnie na górę.
Weszliśmy do małego królestwa naszej księżniczki. Wszędzie był róż, dom dla lalek, misie i wszystkie dziewczęce akcesoria.
-Ona jest na te zabawki za mała. - zaśmiałam się.
-Przecież dorośnie. - powiedział Lou. - To co jedziemy po rzeczy?
-Jest 30 grudnia, na prawdę chce Ci się to teraz robić? Nie lepiej zająć się tym po Nowym Roku?
-Chcę właśnie spędzić sylwestra tutaj, w domu, z Tobą i naszą córką. - przytulił się do mnie.
-A co z chłopakami? - spytałam.
-Przecież sobie poradzą. Jest Kim, Danielle, nie martw się o nich. A po za tym są dorośli. - skwitował mój mąż.
-No dobrze, możemy popakować te najważniejsze rzeczy i przywieźć je tutaj. - powiedziałam po chwili namysłu.
-Musimy wziąć tylko ciuchy, reszta jest. - odparł Lou.
-Jesteś niesamowity. - pocałowałam go namiętnie w usta.
-Wiem o tym. - poruszył śmiesznie brwiami.
-Skromny to Ty jesteś, nie ma co. Mam nadzieję, że Leah charakter odziedziczy po mnie. - odparłam.
-Sugerujesz, że jest coś nie tak z moim charakterem? - spytał.
-Nie no coś Ty, ale dlaczego ona ma odziedziczyć po Tobie urodę i wnętrze? Niech ma coś po matce. - zaśmiałam się.
-Wiesz, zawsze synuś może być do Ciebie podobny. - odparł.
-Lou rozmawialiśmy o tym i nie zgodzę się na drugie dziecko, wcześniej niż za 6 lat. A po za tym nie lepiej, abyśmy skupili się na wychowaniu jednego dziecka? Po co nam drugie?
-Po to, aby Leah nie była egoistką i nauczyła dzielić się wszystkim z innymi. Już teraz jest za bardzo rozpieszczona. - powiedział.
-A kto to robi? Jak ja jej próbuję dać karę poprzez siedzenie na krzesełku w kąciku to zawsze miękniesz, gdy zaczyna płakać.
-Nie moja wina, że ona jest taka straszna, gdy płacze. Serce mi się po prostu kraja. - zrobił smutną minę Lou.
-Tak więc trzeba Tatuśku nad Tobą popracować, a nie nad kolejnym dzieckiem. - poklepałam go po ramieniu.
-Zobaczysz, że prędzej czy później sama będziesz błagała o moje nasienie. - skrzyżował swoje ręce na piersi.
-Ach tak? - zrobiłam ten sam gest co on. - Jeszcze się przekonamy.
-Ja mam zawsze rację. - powiedział Louis.
-Tak, na pewno. Ty już lepiej nic nie gadaj, tylko jedźmy po rzeczy. - pogłaskałam go po policzku. Odsunął się ode mnie i poszedł bez słowa do samochodu.
Pół drogi jechaliśmy w milczeniu.
-Louis o co Ci chodzi?
-Mi? O nic. - warknął.
-Posłuchaj, dziecko to bardzo odpowiedzialna decyzja, mamy już jedno, drugie na razie nie wchodzi w grę. Ja mam studia, Ty karierę.
-Możesz zawsze wziąć dziekankę, a ja mogę zawiesić karierę. - przerwał mi.
-Tak samo mówiłeś o Twojej karierze, gdy na świat miała przyjść Leah i do czego to doprowadziło? Prawie się rozwiedliśmy i tyle by było z naszego bawienia się w rodzinę. - odwróciłam wzrok w stronę szyby.
-Dla Ciebie ważne są te Twoje studia i nic więcej. Jesteś egoistką, bo nie miałaś rodzeństwa. Nie chcę, aby Leah była taka sama.
-Co proszę?! - krzyknęłam. - Jak jestem egoistką to po co ze mną jesteś? Jak zwykle wszystko Ci się nie podoba!
-Bo gdybyś chociaż raz myślała o innych nie kłócilibyśmy się o to! - on również podniósł swój głos.
-Louis uważaj ! - krzyknęłam, ale było już za późno.
----------------------
mój twitter: @cocaine1309
follow me = follow you :)


kissonme

xx