środa, 20 marca 2013

EPILOG


-Usiądź. – wskazałam Louisowi wózek inwalidzki.
-Przecież umiem chodzić. – prychnął.
-Wiem przecież, ale jesteś za słaby, nie marudź, tylko siadaj. – zganiłam go.
-Okej. – odpowiedział i po chwili jechaliśmy na oddział ginekologiczny.
Ja też jeszcze leżałam w szpitalu, ale ubłagałam pielęgniarki, abym to ja mogła zabrać Louisa do dzieci.
-Wszyscy się tak na mnie dziwnie patrzą. – stwierdził.
-Wiesz, nie codziennie widzi się Louisa Tomlinsona w piżamie i lekko nieogolonego. – odparłam.
-W sumie też fakt, ale to też żadna ciekawostka. – powiedział.
-Wiesz ile tu fanek krzyczało? Co ja gadam, do tej pory stoją od szpitalem. Wczoraj wyszłam do nich, nie robiłam zdjęć, ale pewnie już krąży po sieci fotka, w piżamie.
-Pewnie tak. – zaśmiał się Lou. – Daleko jeszcze?
-Marudzisz gorzej niż Leah. – zganiłam go.
-No co? Nie mogę doczekać się, aż zobaczę swoje dzieci!
-No dobra, rozumiem tę Twoją ekscytację. Zaraz będziemy.
Przejechaliśmy jeszcze przez oddział kardiologiczny i byliśmy na miejscu. Wjechaliśmy do sali, w której znajdowali się nasi synowie. Obaj byli podłączeni do kilku aparatur, bo mieli problemy z oddychaniem, jak to wcześniaki. Lekarze mówią, że nie długo pozbędą się tych kabli.
-Boże, jacy oni mali. – powiedział mój mąż.
-Jak na wcześniaków źle nie jest. Harry waży 2100 gram, a Daniel 1900.
-Śliczne wybrałaś imiona. Boże, jak ja żałuję, że nie mogłam być przy ciąży. – posmutniał.
-Byłeś cały czas. Mówiłam Ci o każdym USG, kładłam rękę na brzuchu, gdy zaczęli kopać. Uwierz mi, dawali czadu. – zaśmiałam się.
-Mogę ich dotknąć? – popatrzył na mnie.
-To także Twoje dzieci, nie pytaj mnie o to. – pogłaskałam go po policzku.
Louis powoli włożył rękę przez jeden z otworów. Pogłaskał Daniela, tego młodszego o całe pół godziny.
-Jacy oni są podobni. – tym razem zaczął głaskać Harrego.
-Yhym. – uśmiechnęłam się. – A jacy silni. Mają to po Tobie.
-Ty też jesteś wytrzymała. – odparł.
-Wiem, ale nie tak jak Ty. Louis, gdyby Ci się coś wtedy stało, gdybyś Ty… - jąkałam się.
-Nie kończ, nic mi już nie jest, niedługo znowu będę w domu i będziemy wychowywać nasze dzieci.
-Pamiętasz jak rodziła się Leah? - zmieniłam temat.
-Tak. – zaśmiał się. – Twoją nadąsaną minę, gdy przyjechałem do szpitala. - Znowu przegapiłem poród! Obiecuję, że na następnym będę.
-A będzie następny? – zaśmiałam się.
-A nie?! Przecież musimy mieć liczną rodziną.
-Nie sądzisz, że czwórka dzieci to już wystarczająco dużo? Nie chcę być jak worek treningowy. Teraz mam już kilka rozstępów. – posmutniałam.
-Dla mnie zawsze będziesz piękna. – powiedział i objął mnie w biodrach.
-Yhym, ciekawe co powiesz za dwadzieścia lat, gdy będę już stara.
-My nigdy nie będziemy starzy! – zaśmiał się. - Z resztą, jesteś najważniejsza, razem z dzieciakami.
-Ty też. – pocałowałam go w usta.
-Kocham Cię. – szepnął.
-Ja Ciebie też. Zawsze i na zawsze. – oparłam głowę o jego głowę i razem podziwialiśmy nasze wspaniałe dzieci. 
----------------------------
Tego to się chyba nikt nie spodziewał. Dziś mija dokładnie rok odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie. Dokładnie 20 marca 2012 o godzinie 21:31. Muszę Wam przyznać, że z ciężkim sercem napisałam ten epilog, ale wszystko się kiedyś kończy i trzeba żyć dalej. To był najpiękniejszy rok jaki mogłam przeżyć.
Do tej pory liczba wyświetleń tego bloga wynosi: 16944
Liczba komentarzy od Was: 217
Mój blog był wyświetlany w Polsce, Francji, Rosji, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Izraelu, Norwegii, Hiszpanii, Litwie.
Dzięki temu opowiadaniu poznałam Oliwię, którą kocham całym sercem i wiem, że mogę jej zawsze zaufać, powiedzieć o wszystkim co mnie trapi, mimo tego, że czasami jestem strasznie dla niej niedobra.
unromanticgirl też chciałam podziękować, komentowała każde moje wypociny. Dziękuję skarbie <3
I chcę podziękować każdej z Was, z osobna. Jesteście wspaniałe. Życzę Wam, abyście dążyły do celu, dalej miały marzenia, bo one prędzej czy później się spełnią.
Kocham Was i jeszcze raz dziękuję za najwspanialszy rok w życiu,

Wasza 

kissonme

xx

poniedziałek, 18 marca 2013

ROZDZIAŁ 69


-Skarbie powinnaś odpocząć. – powiedziała teściowa.
-Mamo, dam radę. – uśmiechnęłam się i nadal trzymałam męża za rękę.
-To już siódmy miesiąc.
-Wiem, ale przecież to nic takiego. – uśmiechnęłam się.
-Ginekolog powiedział, że teraz powinnaś się oszczędzać. Za tydzień i tak będziesz rodzić. – „pocieszyła” mnie.
-Tak mamo, ale to jeszcze tydzień, nie sądzę, abym urodziła wcześniej. Z resztą nic nie robię, siedzę po prostu. Zaraz i tak uciekam do domu, muszę pomóc mamię przy Leah i Matthew. – uśmiechnęłam się i wstałam.
-Ja tu jeszcze posiedzę. – Jay uprzedziła mnie, przed zadaniem pytania.
-Dobrze. Czekaj mam nagrane na iPad’dzie bicia serduszka maluchów. Włożę Louisowi  do uszu, niech posłucha. – zaczęłam grzebać w torebce.
Ustawiłam odpowiednio wszystko i założyłam słuchawki mężowi. Cały czas leżał bezwładnie  nie ruszał ani ręką, ani nogą. Brakowało mi go, ale cały czas miałam nadzieję, że się obudzi.
-Mamo, jak coś to dzwoń. – posłałam jej i Louisowi buziaka i powoli wyszłam z sali. Jednak chodzenie nie było proste.
Przed szpitalem chciałam złapać taksówkę, gdy nagle ktoś mnie zaczepił.
-Już wychodzisz?
Spojrzałam do góry, to był Harold.
-Tak, muszę się trochę zająć dziećmi. – uśmiechnęłam się.
-Czym wracasz?
-Mam zamiar złapać taksówkę. – poprawiłam torbę na moim ramieniu.
-No co Ty, chodź odwiozę Cię, przy okazji zobaczę chrześniaka i małą podobiznę Lou. – zaśmiał się.
-Nie chcę Cię wykorzystywać. Po próbach przyjechałeś do szpitala, więc idź odwiedź Louisa, ja pojadę taksówką.
-Mowy nie ma, Twój maż, a mój przyjaciel urwałby mi głowę. Chodź, nie marudź. – złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego Range Rowera. Dobrze, że był duży, bo z moim brzuchem ciężko było m się zmieścić gdziekolwiek.
-Jak maluchy? – spojrzał na mnie.
-Strasznie kopią dziś. – odpowiedziałam.
-Może urodzisz? – spojrzał na mnie.
-Mam nadzieję, że nie. – odpowiedziałam.
-Znasz płeć?
-Nie. Chcę, aby to znowu była niespodzianka. – uśmiechnęłam się.
Tak się rozgadaliśmy, że nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w domu.
-Wujek Harry! – krzyknęła Leah i podbiegła poprzytulać się do Loczka.
-Matt śpi? – spytałam moją mamę.
-Dopiero co zasnął. Lottie go uśpiła. Bliźniaczki są na górze, odrabiają lekcje. Miały problem z angielskim, prosiły żebyś do nich zajrzała jak wrócisz.
-Jasne, już idę. – wzięłam z lodówki butelkę wody i weszłam po schodach do pokoju tymczasowego dziewczynek.
-Co tam macie? – spytałam i objęłam je ramieniem, patrząc na ich zadania domowe.
-Chciałyśmy, abyś sprawdziła nam zadanie na angielski. Nie wiemy czy dobrze. – powiedziała Pheobe.
-Okej, dajcie mi kartki. – uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie, aby było mi wygodnie.
Naniosłam kilka drobnych błędów i moim zdaniem było okej.
-Idę na dół coś zjeść, jak coś to krzyczcie. – uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
-Jesteś głodna? – spytała moja mama.
-Tak, daj mi cokolwiek. - powiedziałam.
Nagle usłyszałam płacz Matta, musiałam iść znowu na górę do jego pokoju, bo pewnie chciał jeść.
-Usiądź, ja pójdę. – zaoferował się Hazza.
-Nie, spokojnie, dawno go nie widziałam. – odpowiedziałam i poszłam w stronę pokoju dziecka.
-Wstałeś Aniołku? – nachyliłam się do Matthew i wzięłam go delikatnie na ręce. – Pójdziemy na dół i mama Ci zrobi obiadek. – pocałowałam go w nosek.
-Kto to wstał? – moja mama zaczęła się śmiać do wnuka.
-Harry potrzymaj go, zrobię mu obiadek. – powiedziałam.
-Jasne. – uśmiechnął się Loczek i bez protestów zajął chrześniakiem.
-Już podgrzałam, zaraz go nakarmię. – wyprzedziła mnie mama.
-Okej, a ja też zjem. – odparłam.
Harry posadził mojego synka w specjalnym krzesełku i sam zaczął go karmić. W przyszłości byłby wspaniałym ojcem.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, moja mama poszła otworzyć razem z Leah.
-Ciocia Danielle! – słyszałam już radość córki w kuchni.
-Cześć. – uśmiechnęła się Dan, gdy uwolniła się od małej. Pocałowała mnie w policzek i jaki zwykle dotknęła mojego brzucha.
-Muszę wam coś oznajmić. – usiadła przy stole. Razem z Harrym rozbiliśmy wielkie oczy, nie wiedząc o co chodzi. Nawet Matthew się zaciekawił.
-Jestem w ósmym tygodniu ciąży! – uśmiechnęła się.
-Coooooooooooooo? – wydarłam się i od razu podeszłam ją mocno przytulić.
-Nie mogłam się powstrzymać, musiałam wam powiedzieć. – zaśmiała się. – Liam chciał to oznajmić wspólnie, ale no ja mam za długi język.
-To cudownie! – usiadłam z powrotem na swoje miejsce i zaczęłam jeść.
Znowu coś przerwało mi posiłek. Tym razem był to telefon.
-Chyba nie będzie dane mi zjeść. – wstałam i wygrzebałam z torby komórkę. – Tak, Jay?
-Louis się wybudził. – powiedziała cała zapłakana.
-Zaraz tam będę. – rozłączyłam się i pobiegłam do przedpokoju po kluczyki od samochodu i dokumenty.
-Co się stało? – spytał Harry.
-Louis się wybudził. – powiedziałam i trzasnęłam drzwiami. Otworzyłam mojego czerwonego Range Rowera i z piskiem opon ruszyłam z podjazdu. Może to nie było zbyt rozsądne, że prowadzę w stanie błogosławionym samochód, ale nie miałam innego wyjścia. Z resztą widziałam w lusterku, że Harry z Dan jadą za mną.
Przed szpitalem wzięłam kilka głębszych wdechów, zanim weszłam Hazza z Danielle zdążyli mnie dogonić.
-Mogłaś się zabić! – krzyknął na mnie Harry.
-Wiem, przepraszam. – odparłam  i weszła do środka. Nadzwyczajnie szybko biegłam, co odkąd zaokrąglił mi się brzuch, szło mi ciężko.
Wleciałam do sali, Louis miał otwarte oczy, a Jay już przy nim siedziała.
-Co powiedzieli lekarza? – mówiłam zdyszana.
-Że wszystko jest dobrze, bez komplikacji, jutro zrobią mu jeszcze badania, trochę język mu się plączę, ale pamięta mnie. Ciebie też, Leah i wszystko. – widziałam, że teściowa płakała, ale to ze szczęścia.
-Skarbie. – podeszłam do męża i pogłaskałam go po twarzy.
-Ems. – wyszeptał.
-Myślałam, że nigdy się nie obudzisz. – otarłam łzę z mojego policzka.
-Ty, jesteś w ciąży? – spytał i delikatnie dotknął mojego brzucha.
-Tak, wtedy, gdy miałeś wypadek miałam Ci powiedzieć. To bliźniaki. Początek siódmego miesiąca. Przegapiłeś tylko cztery miesiące życia maluchów. – zaśmiałam się.
-A Matt, Leah? – spytał.
-W szafce masz pełno rysunków od naszej księżniczki, przychodziła tutaj ze mną, wczoraj też była. Mattowi pokazywałam Twoje zdjęcia, nie mogłam z nim tu wejść. I tak już wybłagałam, aby Leah tu przemycić.
Położyłam głowę na jego ramieniu, do sali wszedł jeszcze Harry oraz Danielle. Po chwili wszedł także lekarz, który kazał kończyć wizytę, bo Lou musiał odpocząć.
Wstałam z jego łóżka i poczułam, że mam morko między nogami. Na podłodze była wielka plama.
-Pani rodzi. – odparł doktor.
-Naprawdę? Co Pan nie powie? – odparłam panicznie.
-Niech Pan idzie po wózek. – zwrócił się do Harrego.
Louis się przeraził, chciał jechać z nami, ale nie mógł. Harry obiecał, że wszystkiego dopilnuje.
Na odział ginekologiczny zostałam przyjęta bardzo szybko, ponieważ miały na świat przyjść bliźniaki jednojajowe, a to dopiero początek siódmego miesiąca, chociaż mój ginekolog uprzedzał mnie, że tak zazwyczaj się rodzą.
Miła Pani ginekolog – Hana zrobiła mi USG, aby sprawdzić położenie dzieci.
-Możesz rodzić siłami natury, chyba, że wolisz cesarskie cięcie. – odparła.
-Siłami. – powiedziałam i syknęłam z bólu.
Zawieźli mnie na miłą salę, Danielle i Harry byli cały czas ze mną.
Po około dziesięciu godzinach porodu na świat przyszli dwaj chłopcy. Byłam taka szczęśliwa. Mimo że byli wcześniakami, to silne chłopaki.
-Jest druga  nad ranem, dzwonić do domu? – spytała Danielle.
-Tak, bo moja mama pewnie nie śpi z nerwów. – odpowiedziałam.
Dzieci musiały leżeć w inkubatorach. Ja dostałam krew, bo jednak podczas tego porodu dużo jej straciłam, ale nie czułam się źle.
-Idę do Lou. – powiedział Harry.
-Już wiesz jak dasz im na imię? – spytała Dan.
-Tak. Na cześć cioci i wujka Harry i Daniel. – uśmiechnęłam się. – Byliście na tym porodzie, wspieraliście mnie. – złapałam ją za rękę.
-Śpij, jesteś zmęczona. – pogłaskała mnie po policzku.
-Ty też lepiej jedź do domu, zadzwoń po Liama, powinnaś odpoczywać.
-Li jest na korytarzu, zaraz pójdę, ale poczekam aż zaśniesz, przyjadę rano. – odparła przyjaciółka. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale jednak byłam trochę tym zmęczona. Dziś po raz trzeci zostałam mamą. Dokładnie dziewiątego września.
-Dzień dobry. – powiedziałam do pielęgniarki, która podłączała mi kroplówkę.
-Witam. – uśmiechnęła się. – Podajemy Pani płyny, dla wzmocnienia.
-Mogę zobaczyć moje dzieci? – spytałam.
-Jak skończy Pani tę kroplówkę to zawiozę tam Panią. – odpowiedziała i wyszła.
Przeciągnęłam się i długo nie byłam sama, bo weszła Jay z moją mamą.
-Z kim są dzieci? – spytałam od razu.
-Niall z Zaynem z nimi zostali. – odpowiedziała Jay.
Uspokoiłam się, bo oni również mieli podejście do nich.
-Widziałyśmy już maluchy. To mieszanki, trochę Ciebie, trochę Lou. – zaśmiała się moja mama.
-Jak skończy mi się ta kroplówka, to będę mogła dopiero ich zobaczyć. – posmutniałam.
Z mamami gadałam dwie godziny, potem przyszła Danielle, Kim oraz Harry i Liam.
Pielęgniarka zaprowadziła nas wszystkich do dzieci, ale tylko ja mogłam do nich wejść. Poprosiłam pielęgniarkę o dwie kartki i długopis. Na jednej napisałam Harry, a na drugiej Daniel.
Hazza był zdziwiony, a Dan zaczęła się śmiać. Ja również.
Chłopcy byli tacy drobni. Pielęgniarka dała mi butelkę i mogłam nakarmić najpierw jednego, a potem drugiego. Byli zdrowi, a to było najważniejsze.
Musiałam jeszcze zobaczyć do Louisa, również wszyscy do niego poszliśmy.
-Jak się czujesz? – spytał od razu.
-W porządku. Mamy dwóch synów. – uśmiechnęłam się.
-Wiem, jak my ich nazwiemy? – zaśmiał się.
-Jeżeli nie masz nic przeciwko to Harry i Daniel. – popatrzyłam w jego niebieskie oczy.
-Cudownie. – złapał moją rękę. – Kiedy będę mógł ich zobaczyć?
-Rozmawiałam z Twoim lekarzem. Powiedział, że dopiero jutro.
-Jakoś wytrzymam. – posłał mi buziaka, a ja się zaśmiałam.
Miałam rację, że zawsze trzeba wierzyć. Te cztery miesiące były katorgą, ale teraz wszystko znowu wychodzi na prostą. 

środa, 13 marca 2013

ROZDZIAŁ 68


-Louis musisz dać radę. – mówiłam cała zapłakana do męża. Od dwóch miesięcy leżał przykuty do różnych aparatur, a ja nie mogłam nic zrobić. Lekarze powiedzieli mi, że nie wiadomo kiedy się obudzi.
Mój brzuch był już widoczny, był to początek piątego miesiąca. Bardzo dużo pomagała mi Jay z dziewczynkami. Były ze mną, chociaż im samym nie było łatwo. Na dodatek przyleciała moja mama. Leah była smutna, ale starałam się przekonać ją, że Tata wreszcie się wybudzi. Czasami przychodziła razem ze mną i opowiadała, co zdarzyło się w przedszkolu.
Matthew nie mógł wejść na ten oddział, z resztą i tak nie wiele rozumie, chociaż czuje, że jest coś nie tak, bo jest strasznie marudny. 
Z Louisem siedzę przeważnie wieczorami, muszę głównie myśleć o dzieciach, bo one są najważniejsze, chociaż okropnie jest mi ciężko, że wychowuje je sama, bez niego.
Po co on w ogóle wsiadał do tego cholernego samochodu?! Jak tylko się obudzi powiem mu, jaki jest bezmyślny.
Targają mną różne uczucia. Czasami obwiniam siebie, czasem jego albo chłopaków.
-Mamuś pójdziemy dziś do Taty? – spytała mała. – Narysowałam dla niego laurkę.
Obrazem Leah przedstawiał ją i Louisa gdzieś na łące. W oddali byłam ja z Mattem i z bliźniakami w brzuchu.
-Jasne Skarbie, Tata na pewno się ucieszy. – pocałowałam ją w jej jasnobrązowe włosy.
Coraz ciężej było mi chodzić, bliźniaki do dwa razy więcej, płci nie chcę poznać, wiem, że są jednojajowe. Do tego jest lipiec i czasami jest strasznie gorąco. Chyba za szybko zdecydowaliśmy się na kolejną ciążę. Matt miał dopiero siedem miesięcy.
Matthew zaczyna już sam wstawać, chociaż teraz to wszędzie go pełno, gdy raczkuje. Jest podobny do mnie i to mnie wręcz cieszy, ale sądzę, że bliźniaki będą mi jeszcze bardziej przypominać męża.
Około osiemnastej pojechałam z Leah do szpitala. Mała cała w skowronkach pobiegła do Lou. Codziennie wszyscy mamy nadzieję, że się obudzi.
-Cześć Tatuś. – musiałam ją lekko podnieść, aby dosięgła do policzka Lou. – Dziś namalowałam Ci laurkę. Nie długo idę z mamą kupić rzeczy do szkoły, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że wreszcie tam pójdę. Matt jest nieznośny, cały czas mnie ciągnie za włosy, ale i tak go kocham, bo przecież to mój brat i zawsze mi mówisz, abym była dla niego autoretem.
-Autorytetem. – zaśmiałam się.
-Nieważne. No i mówię Ci, zdenerwowałam się, bo mi Pani w przedszkolu nie pozwoliła się bawić z Johnym, bo powiedziała, że strasznie nabroiliśmy, chociaż to nie my ….
Słuchałam jej opowieści i na chwilę odpłynęłam. Przypominałam sobie wszystkie chwile jakie przeżyłam z Lou.
Jak wylał na mnie shake’a, gdy spieszyłam się z papierami do szkoły. Jaki był upierdliwy, gdy siedzieliśmy razem w ławce. Pamiętam jak dowiedział się, że się tnę. Nasz pierwszy raz, gdy był z Eleanor. Matura, pierwsza ciąża, nie planowana oczywiście.  Szybki ślub, potem prawie wzięliśmy rozwód. Moja choroba. Przecież tyle razem przeszliśmy i wszystko miało się zaskoczyć przez jeden głupi wypadek? Lou musisz się obudzić, dla mnie, dla naszych dzieci, naszej rodziny – powtarzałam w myślach.
-Mamuś, a Tata mnie słyszy? – spytała.
-Oczywiście kochanie. – pogłaskałam ją po włosach.
-To czemu się nie budzi? Tak bardzo bym chciała, żeby poszedł ze mną wreszcie do zoo, albo na plac zabaw. – powiedziała.
-Musi regenerować siły po wypadku. Jeszcze wszystko go boli, ale jak przestanie od razu się obudzi, zobaczysz. – pocałowałam ją w nosek.
-Obiecujesz? – popatrzyła na mnie Louisowymi oczyma.
Przełknęłam ślinę i nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam pewna czy Lou kiedykolwiek się obudzi, a jeżeliby nawet to czy będzie ją, nas pamiętał.
-Tak. – odpowiedziałam w końcu. Musiałam mieć nadzieję, bo przecież to ona zawsze umiera ostatnia. 

sobota, 9 marca 2013

ROZDZIAŁ 67


Kilka dni spędziliśmy u rodziny Lou. Ta sytuacja dla nas wszystkich się odbiła, ale również zbliżyła nas do siebie.
-Skarbie? - z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego męża.
-Słucham? - odwróciłam się do niego.
-Wiesz co? Przemyślałem to wszystko. - usiadł obok mnie na łóżku.
-Ale co? - zdziwiłam się.
-No uważam, że miałaś rację. Chcę mieć jeszcze dzieci. - odparł.
-Myślałam, że to temat zamknięty, że będziemy czteroosobową rodziną. - popatrzyłam w jego niebieskie oczy.
-Źle na to zareagowałem. Kocham Ciebie i nasze dzieci. Jest w nas tyle miłości, że powinniśmy przelać ją na inne pociechy.
-Mówisz poważnie? - pierwszy raz od kilku dni szczerze się do niego uśmiechnęłam.
-Jak najbardziej. - poruszył śmiesznie brwiami. - Dzieciaki śpią, jesteśmy już we własnym domu, więc spokojnie możemy postarać się o nowego członka rodziny.
-No to na co jeszcze czekamy? - zaśmiałam się, a Louis przyciągnął mnie do siebie i złożył soczysty pocałunek na moich ustach..
***
Obudziłam się nad ranem, bo usłyszałam płacz małego. Wstałam, przewinęłam go, zrobiłam mleko i położyłam w naszym łóżku. Mały patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że przecież powinniśmy ustalić datę chrzcin. On ma już dwa miesiące, myślę, że maj byłby odpowiednim terminem. Ale pytanie kto zostanie rodzicami chrzestnymi?
-Uważaj. - szepnęłam do Louisa, gdy przewrócił się na drugi bok i chciał chyba mnie przytulić, ale po środku leżał Matt.
-Hmm? - spytał zaspany i otworzył oczy. - Która godzina?
-Piąta. - odpowiedziałam.
-Niedługo muszę wstawać. Mam próby.
-Wiem. - odparłam. Śpij skarbie. - powiedziałam do małego.
-Masz rację, powinienem jeszcze spać, bo będę niewyspany. - Louis przykrył się bardziej kołdrą.
-Mówiłam do Matthew. - zaśmiałam się.
-Dobra, dobra, ja wiem swoje. - przytulił lekko naszego synka, a ten wtulił się w jego rękę. Momentalnie zasnął, a ja uwieczniłam ten widok na zdjęciu.
Mam cudowną rodzinę i było by cudownie, gdyby się powiększyła.

3 miesiące później

Dziś miałam wizytę u ginekologa. Louis chciał iść ze mną, ale musiał jechać na próby. Teściowa obiecała, że zostanie z dziećmi.
-W lodówce masz drugie śniadanie dla Leah, żeby zrobić mleko dla Matta wystarczy po prostu zalać butelkę gorącą wodą i dodać siedem łyżek mleka w proszku. A i o 12 powinien iść spać, Leah też mogłaby się zdrzemnąć, miałabyś wtedy chwilę spokoju. - tłumaczyłam wszystko Jay.
-Kochanie wychowałam piątkę dzieci, w sumie wychowuję do tej pory. - uśmiechnęła się.
-Wiem, przepraszam, ale pierwszy raz zostawiam dzieci same od tego 'wypadku'. - powiedziałam.
-Rozumiem. - uśmiechnęła się.
-Dobra to lecę, a i ma wpaść Kim.
-Po co? - zdziwiła się Jay.
-Teraz odkąd został chrzestną Matta wraz z Harrym przychodzi do nas dwa razy w tygodniu minimum  - zaśmiałam się. - Hazza też bardzo dobrze sprawdza się w roli ojca chrzestnego.
-Dobrze leć już, bo się spóźnisz. - ponagliła mnie teściowa.
-Okej, na razie. - pocałowałam Leah i Matthew.
***
Nie mogłam nie zadzwonić do Louisa. Od razu po wizycie wykręciłam do niego numer, żeby powiedzieć mu, ze po raz trzeci zostanie Tatą. Byłam w ciąży, do tego to była ciąża bliźniacza.
Maż nie odbierał telefonu, postanowiłam wrócić szybko do domu i powiedzieć o wszystkim teściowej.
-Doprawdy?! Tak się cieszę! - krzyknęła teściowa i mocno mnie uściskała.
Było już po 16, a Louis powinien być godzinę temu.
-Pewnie korki, albo coś mu wypadło. - uspokoiła mnie Jay.
-Masz rację mamo. - powiedziałam.
-O chyba idzie. - powiedziała mama, gdy usłyszała otwierające się drzwi, lecz do kuchni nie wszedł Lou, lecz Harry. Ponadto był strasznie przybity.
-Co jest? Znowu zawód miłośny? - poklepałam go po ramieniu, gdy usiadł przy stole.
-Ems... - popatrzył na mnie.
-Muszę Ci coś powiedzieć. - popatrzył na mnie.
-Ale poczekaj, ja pierwsza. Jestem w ciąży. To bliźniaki. - krzyknęłam uradowana.
-Gratuluję, ale ja mam złe wieści.. - widziałam, że w jego oczach zbierają się łzy.
-Co jest? - przeraziłam się.
-Louis miał wypadek. Leży w szpitalu, lekarze się nim zajmują. Jego stan jest ciężki - odpowiedział.
-Jezus. - szepnęłam. - Jedziemy. Mamo zostań z dziećmi. - nakazałam, a sama wstałam i zaczęłam się ubierać. Widziałam, że Jay cierpi, ale ja nie mogłam zostać tu bezczynnie.
***
Siedziałam w szpitalu, Liam, Zayn, Niall również tam byli. Harry mnie pocieszał, chociaż sam był w kiepskim stanie.
-Stan jest stabilny, ale na razie jest w śpiączce. - powiedział lekarz.
-Kiedy się wybudzi? - spytałam.
-Nie wiem. Może jutro, za tydzień, być może za kilka lat. - doktor nie owijał w bawełnę.
-Okej. - osunęłam się na ziemię, a Harry starał się mnie przytrzymać.
Mieliśmy wychowywać razem dzieci, a wszystko nagle zburzyło się jak domek z kart.

piątek, 22 lutego 2013

ROZDZIAŁ 66


2 tygodnie później

Nie spuszczam Matta z oka. Tak samo i Leah, bo boję się o ich bezpieczeństwo. Nadal nie wiadomo kto pomagał Ann'ie, ona nie chce puścić pary z gęby. W nocy miewam koszmary, budzę się zlana potem i idę do pokoju Leah sprawdzić czy jest i jak zwykle zakładam w naszej sypialni do łóżeczka syna czy spokojnie śpi.
Dziś wybieraliśmy się na urodziny Lottie. Kupiliśmy jej torebkę, portfel i jakieś ciuchy. Miałam nadzieję, że jej się spodobają, bo nasze kontakty były zawsze napięte. Miała mi za złe, że odebrałam jej brata, chociaż to nie była prawda. Fakt, za szybko wszystko się potoczyło, ale niczego nie żałuję, przecież mam przy sobie najlepszego mężczyznę pod słońcem.
-Skarbie, możemy już jechać? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Louisa.
-Tak. - uśmiechnęłam się i wstałam od stołu, aby narzucić na siebie kurtkę.
Dzieci siedziały już  w samochodzie, pozapinane w fotelikach.
Matthew miesiąc od narodzin bardzo urósł, jest moim drugim oczkiem w głowie. Leah jest już coraz starsza i ma te swoje humorki, pomimo że skończy dopiero sześc lat.
-Chciałabym przejść na dietę. - zakomunikowałam nagle.
-Po co? Nie jesteś gruba. Owszem przybyło Ci trochę po ciążach, ale to nie wiele. - powiedział mąż. Kochałam go za jego szczerość.
-Myślisz? A co sądzisz o następnej ciąży?
-Kolejne dziecko? Nie za szybko? - zaśmiał się.
-No wiesz, chciałabym, aby nasza rodzina była większa. - odpowiedziałam.
-Mam już syna i córkę i nie chcę mieć więcej dzieci. - powiedział spokojnie Lou.
-Co?! Przecież Ty sam nalegałeś na drugie dziecko. Chciałeś mieć ich więcej. - zarzuciłam mu.
-Gdyby Matthew był dziewczynką to nadal byśmy się starali. - odpowiedział.
-O co? O syna? - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
-No tak.
-Aha, czyli jak masz syna to najważniejsze. Wiesz co? Zachowujesz się jak te Araby co tylko synów uznawają. - popatrzyłam na niego z pogardą. -Fajnie by było mieć kolejnego dzidziusia. Nie chcę tego zaraz, ale za jakiś rok, dwa.
-Pomyślimy skarbie.
-Obiecujesz? - spytałam.
-Tak.
-Ja nie chcę mieć już rodzeństwa. - do naszej rozmowy wtrąciła się Leah.
-Dlaczego? - spytałam.
-Widzisz córka mnie popiera. - pochwalił ją ojciec.
-Cicho bądź. - powiedziałam do Louisa. - Czemu skarbie?
-Bo teraz jak jest znów Matthew, to tylko koło niego skaczecie, a ja się nie liczę. Mieliśmy iść do zoo, nie poszliśmy, bo jak zwykle Matt! - wybuchła córka.
-Masz rację, obiecuję, że się to zmieni, ale co do rodzeństwa to zapewniam Cię jeszcze będziesz je mieć  - odpowiedziałam.
-Wcześniej nie chciałaś mieć tak licznej rodziny. Sam długo namawiałem Cię na kolejne dziecko i w sumie na nowo zadecydował za nas los. Skąd ta zmiana? - zaśmiał się.
-Po prostu po tym co się zdarzyło, uważam, że powinniśmy mieć kolejne dziecko, aby nas wzmocnić. Louis proszę.
-Przedyskutujemy to. - powiedział.
-Świetnie. - powiedziałam i przez resztę drogi siedziałam w milczeniu.

czwartek, 7 lutego 2013

ROZDZIAŁ 65


dwa dni później

Od dwóch dni nie mogę spać, jeść, ani normalnie funkcjonować. Leah pojechała do mamy Louisa, oczywiście policja miała ją na oku. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym i jeszcze ją straciła.
Dziś mieliśmy przekazać okup porywaczom. Nie wiadomo ile ich jest, jednak są to amatorzy. Lou miał zawieźć pięć milionów funtów na lotnisko. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam, czy na pewno odzyskamy nasze dziecko.
-Jadę. - powiedział Tommo.
-Uważaj na siebie. - przytuliłam go mocno.
-Proszę się nie denerwować, jak postąpi Pan zgodnie z planem, wszystko będzie w porządku. - powiedział policjant, który od porwania małego nie wychodził z naszego domu.
Zostałam w domu jeszcze z dwoma funkcjonariuszami i czekałam w przerażeniu. Nie życzę nikomu przeżywania tego co ja w tym momencie.
-Znaleźliśmy coś przed domem w koszyku. - usłyszałam w mikrofalówce czy co to tam było.
Jeden z policjantów, który był ze mną, wyszedł, natomiast ja pękałam z ciekawości i nerwów. Co znajdowało się przed moim domem?!
Po chwili funkcjonariusz przyszedł, a ja usłyszałam cichy śmiech dziecka.
-Pani Tomlinson, mamy małego. - nie słuchałam go, tylko tuliłam syna.
-To na pewno on? - spytała policjantka.
-Tak. - powiedziałam i się rozpłakałam.
Po pół godzinie Louis wrócił do domu, jemu też zaczęły lecieć łzy na widok małego.
-Wiadomo kto to? - spytałam.
-Kochanie, nie denerwuj się. - złapał mnie za rękę Lou.
-Porwania dokonała niejaka Anna Wilson. Pan Tomlinson powiedział nam o wszystkim. - popatrzył na mnie główny policjant akcji.
-Kiedy ją złapaliście? - spytałam.
-Jak chciała zabrać okup, sama podeszła do mnie. Była pewna, że nie zawiadomiliśmy policji . - odparł Lou.
-Ktoś musiał jej pomagać, skoro pojawiło się dziecko w tym samym momencie, co ona odebrała okup. - powiedziałam i nadal tuliłam małego do piersi.
-Zbadamy to, póki co zbieramy sprzęt, państwo są pod dobrą opieką własnej ochrony. - powiedział policjant.
Mieli rację, ale ja miałam im za złe, że nie zauważyli, że ktoś wynosi Matthew z domu.
***
-Dziś Matt śpi z nami, łóżeczko trzeba przenieść póki co do naszej sypialni. - powiedziałam wieczorem, gdy już byliśmy sami.
-Tak, masz rację, zaraz to zrobię. - powiedział mąż.
Co jak co, ale wszystko skończyło się dobrze, ale nie wiem czy możemy być nadal bezpieczni, skoro nie wiadomo kim jest pomocnik Ann'y..

sobota, 2 lutego 2013

ROZDZIAŁ 64


-Jak tam, śpi? - wszedł na palcach Louis do naszej sypialni, gdzie leżałam z naszym synkiem.
-Tak. - szepnęłam.
Lou położył się obok Matthew i patrzyliśmy jak powoli oddycha.
-Jest śliczny i tak podobny do Ciebie. - powiedział cicho Louie.
-No wiem. - odpowiedziałam.
-Skromna jesteś żonko. - odparł mój mąż.
-Tsa. Zanieśmy go do łóżeczka i pójdziemy na dół coś ugotować. Gdzie Leah?
-Na dole, ogląda bajki.
-Okej. - wstałam po cichu z łózka, a Lou wziął małego na ręce. Oni tak słodko razem wyglądali.
Nasi rodzice pojechali dwa dni temu, więc zostaliśmy sami. Od mojego powrotu minęły już dwa tygodnie, czuję się świetnie. Mamy musieliśmy wyganiać, bo bały się nas zostawić z małymi dziećmi.
W kuchni zajęliśmy się wspólnie obiadem. Popatrzyłam na Leah i coś było nie tak. Od kilku dni była taka przygaszona, mało się odzywała.
-Skarbie, co jest? - podeszłam do małej wycierając przy tym ręce w ścierkę.
-Nic. - powiedziała.
-Przecież widzę. - pogłaskałam ją po kolanie.
-Nic Mamuś. - powtórzyła.
-Córuś, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. - uśmiechnęłam się.
-Mogę Cię o coś zapytać? - popatrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami.
-Jasne.
-Wy już mnie nie kochacie?
Zrobiłam wielkie oczy i popatrzyłam na Tomlinsona, który aż z wrażenia upuścił nóż.
-Skąd Ci to przyszło do głowy? - spytał Lou i usiadł koło małej, bo ja byłam w szoku, aby cokolwiek powiedzieć.
-Bo cały czas jesteście z Matthew. Ja też go kocham, ale ja się już dla Was nie liczę i słyszałam, że małe dzieci się bardziej kocha. - zrobiła usta w podkówkę.
-Skarbie to nieprawda! Kochamy Cię z Tatą tak samo jak Matta. Poświęcamy mu więcej uwagi, bo jest malutki i niczego nie rozumie, a Ty jesteś już dużą dziewczynką, a przede wszystkim jego starszą siostrą. - powiedziałam.
-Mówisz poważnie? - przytuliła się do mnie.
-Jak najbardziej oboje z mamą tak myślimy. - wtrącił się Louis. - Jesteś  naszym oczkiem w głowie. Zarówno Ty jak i Matt.
-I nie oddacie mnie nikomu? - spytała.
-Nigdy! - pocałowałam ją w jej gęste, brązowe loki.
-Dobra oglądaj dalej, my z mamą idziemy gotować. - odparł Lou.
-Kocham Was. - powiedziało nasze dziecko.
-My Ciebie też. - Louis ucałował ją i oczywiście załaskotał w szyję. Zawsze jej tak robił.
Wróciliśmy do kuchni i zajęliśmy się gotowaniem.
-Ciekawe kto jej takich rzeczy naopowiadał. - szepnął Louis, żeby Leah nie usłyszała, bo kuchnia była połączona z salonem.
-Nie wiem, pewnie w przedszkolu czegoś takiego się dowiedziała. - odpowiedziałam. - Ale miała prawo tak pomyśleć, zaniedbaliśmy ją.
-W sumie fakt. Trzeba gdzieś wyjść, zrobić coś dla niej, może zoo? - spytał.
-Dobry pomysł. - uśmiechnęłam się.
-Dostałaś smsa. - podał mi telefon mój mąż. Tak on zawsze wiedział pierwszy, że mam jakąś wiadomość  ale nigdy nie czytał.
"Sprawdź czy Twój synek śpi" przeczytałam i się przeraziłam.
-Lou, zobacz. - podałam mu telefon. Oboje w ekspresowym tempie pobiegliśmy na górę. Nie było go w łóżeczku, zaczęliśmy szukać po całym domu.
-Nie ma go. - zaczęłam płakać.
-Uspokój się, dzwonię na policję. - odpowiedział.
Wyszłam przed dom do ochroniarzy, ale oni nic nie widzieli, jak zwykle się obijają.
Gdzie jest moje dziecko ?!